wtorek, 10 grudnia 2013

Aokise 3




Rozdział 3


    Tak właśnie rozpoczął się nasz wspólny związek. Nigdy nie dowiedziałem się od Aominecchiego, co do mnie czuje, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio w spędzaniu z nim czasu. Choć była to jednostronna miłość to, gdy nadszedł czas by iść do liceum rozwiała się. Tak tylko przynajmniej myślałem... 
    Poszedłem do prywatnego liceum Kaijō i wstąpiłem do tamtejszej drużyny koszykarskiej. Wzięliśmy udział w krajowych zawodach Inter High, na których mieliśmy spotkać się z drużyną Kurokocchiego, Serin. Niestety przegrali oni mecz z Tōō, którego asem był Aominecchi. Teraz nam przyjdzie się z nim spotkać. Odkąd tylko sięgam pamięcią to zawsze z nim przegrywałem. Chciałbym choć raz pokonać go, przewyższyć, ale wiedziałem, że to niemożliwe. Kiedy się kogoś podziwia, nie można iść dalej. Zdawałem sobie z tego wszystkiego sprawę, jednak gdy zajdzie taka sytuacja, bym odrzucił wszystko, co mnie z nim łączyło dla wygranej, nie zawaham się! Pytanie brzmi, jak zareaguje na to Aominecchi...
    
   Siedziałem w szatni razem z innymi. Nikt nic nie mówił... Przegrana z drużyną Aominecchiego dla każdego z nas była zbyt druzgocąca. Nawet kiedy go całkowicie skopiowałem, jego styl, ruchy, wszystko... to i tak nie miałem przeciw niemu szans... Aominecchi jest naprawdę wspaniały, nic więc dziwnego... Poczułem jak łza poleciała mi po policzku. Wytarłem ją zaraz i wstałem ostrożnie. Moja noga wciąż mnie bolała. Kiedy wyszliśmy z szatni w połowie zorientowałem się, że nie ma z nami kapitana.
- Tak w ogóle to gdzie jest Kasamatsu-senpai?
- Został, powiedział nam żebyśmy wrócili pierwsi.
- W takim razie zostanę i sprawdzę czy wszystko z nim w porządku.
- Ach... Lepiej nie! Zostaw go samego - powiedział Moriyama-senpai.
Racja, nie ma już odwrotu... Jeśli mamy czas żeby się zamartwiać, powinniśmy wykorzystać go żeby przeć dalej naprzód, nawet jeśli tylko o jeden krok dalej...
    Wracając wstąpiliśmy do szpitala, by spytać się o moje kolano. Powiedziano mi, że jest nadwyrężone i że mam absolutny zakaz przez minimum dwa tygodnie brać udział w treningach. Byłem trochę tym zdołowany. Co ja teraz będę robić przez ten czas? O koszu mogę zdecydowanie zapomnieć... 
- Może jednak mi się uda szybciej wrócić do formy...- powiedziałem uśmiechając się. Nagle oberwałem mocno w głowę.
- Nie wydurniaj się! Jesteś naszym asem! Masz leżeć przez te dwa tygodnie i nienadwyrężać kolana, baka! 
- Kasamatsu-senpai... 
Chciałem się na niego rzucić i go uściskać, ale kopnął mnie wzamian. Ech... Nie pozostało mi nic innego, jak zrobić tak jak mówi. Następne dwa tygodnie zapowiadają się wielką nudą...
   Kiedy wszedłem do mieszkania, pierwsze co zrobiłem to wziąłem prysznic. Chciałem jak najszybciej położyć się do łóżka i zasnąć. Bałem się, że jeśli pozostawię samego sobie to zacznę rozmyślać o Aominecchim... A była to ostatnia rzecz, której bym chciał. Wytarłem się i założyłem jedynie spodnie od piżamy. Położyłem się na moim miękkim łóżku przykryty kołdrą. Było tak cudownie... Nawet nie musiałem długo czekać na sen, zmęczenie z całego dnia wystarczyło bym szybko zasnął.
   Śnił mi się dzisiejszy mecz. Grałem znowu z Aominecchim jeden na jednego i znowu przegrałem... Kiedy skończył się mecz odbiegł ode mnie, a ja chciałem go gonić ale nie byłem w stanie. Łzy leciały mi z rozpaczy, bólu i bezsilności. Chciałem z nim porozmawiać, wyjaśnić wszystko. Było to jednak niemożliwe. Wtedy obudziłem się zalany łzami i mokrą poduszką. Usiadłem i zakryłem sobie twarz dłońmi. Miałem ochotę się wypłakać. Ten ból w piersi był nie do wytrzymania... Pragnąłem by Aominecchi był przy mnie, by mnie objął czule, by pocieszył i wysłuchał mnie... Jednak było to zdecydowanie niemożliwe. Złapałem sie za pierś mokrą od łez dłonią. Tęsknota za nim była nie do wytrzymania. Nadal go kochałem mimo, iż wmawiałem sobie, że już wszystko skończone. Chcę się z nim zobaczyć, powiedziałem do siebie. Uch... Odwróciłem się na bok i z powrotem położyłem. Obok leżał pluszak, którego kiedyś dostałem od niego. Był to granatowy kurczak o śmiesznych oczach. Wtuliłem w niego twarz i wziąłem głęboki wdech. Leżałam tak rozmyślając o czasach Teikō, o mnie i Aominecchim, aż dopóki nie usnąłem ponownie.
    Następnego dnia siedziałem cały czas w domu. Nie miałem co robić, w końcu miałem oszczędzać nogę... Teoretycznie mógłbym pójść obejrzeć trening mojej drużyny, stwierdziłem jednak, że to niezbyt dobry pomysł. Zechce mi się jeszcze grać razem z innymi i senapi znowu mnie zleje. Jedyne co mogłem zrobić to oglądać telewizje lub pograć na konsoli. Znudziło mi się to wszystko bardzo szybko... Może jednak powinienem wyjść się przewietrzyć? W końcu co mi innego pozostało? Przebrłem się w czyste ubranie i wyszedłem z mieszkania. Było już popołudnie, a słońce mocno grzało na zewnątrz. Nie wiedziałem dokąd iść, nie miałem żadnego celu. Idąc w kierunku przystanku autobusowego rozmyślając co by tu zrobić, pomyślałem, by udać się może na boisko do koszykówki, na którym kiedyś zawsze grałem w weekendy z Aominecchim. Było to w sumie niedaleko i zawsze ktoś na nim gra...  
Kiedy dotarłem na przystanek, przyjechał akurat właściwy autobus. Po 10 min drogi wysiedłem z niego. Boisko było w parku, czyli bardzo blisko. Przeszedłem się wolnym krokiem. Na boisku zobaczyłem, że ktoś grał. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Zbliżyłem się, a wtedy doznałem szoku... Okazało się, że był to Aominecchim we własnej osobie. Z początku myślałem żeby jak najszybciej odejść póki mnie nie zauważył, ale byłem zbyt wpatrzyny w jego grę. Te niesamowite ruchy, ta szybkość i zręczność... Ale coś mi nie pasowało... Dlaczego on jest tutaj? Czy nie powinien być na dzisiejszym meczu z Yōsen? Przecież walczą od eliminacje do samego finału... W dodatku w Yōsen jest Murasakicchi. To nie jest ktoś, kogo nie powinno się brać na poważnie. Uch... Nie wiedziałem co mam zrobić... Kiedy Aominecchi przestał grać zawołałem go. Odwrócił sie w moim kierunku, a ja podszedłem do niego.
- Yo, Kise. Co ty tu robisz? - spytał się wycierając twarz o podkoszulek.
- Hmmm... Mógłbym Aominecchiego spytać o to samo - uśmiechnąłem się do niego jak zawsze. - Nie macie dzisiaj przypadkiem meczu z Murasakicchim?
- Taaa, ale jak widzisz nie gram w nim... - powiedział beznamiętnym tonem.
- Dlaczego?
- Gdyby tylko ta cholerna Satsuki się nie wtrącała... Ech... Powiedziała  trenerowi, że mam kontuzjowaną rękę, więc zakazał mi się pokazywać przez najbliższy tydzień... 
- Och... Hmmm... To przez ten wczorajszy mecz? - spytałem po chwili niepewnie. Aominecchi spojrzał tylko na mnie, ale nic nie odpowiedział.
- Co ważniejsze, dlaczego tu jesteś? - spytał się.
- Yhm, wiesz... Rownież zostałem uziemiony no i troszkę się nudziłem, więc pomyślałem, że przyjdę tutaj... Kiedyś zawsze tutaj razem graliśmy... 
- Aha. Hmm, chcesz zagrać jedną rundę? Choć właściwie nie powinieneś, przecież... - przegrywałem mu.
- Oczywiście, że tak - ucieszyłem się. Choć wiedziałem doskonale, że w moim obecnym stanie nie miałem przeciwko niemu żadnych szans... Chodziło jednak o coś więcej... Chciałem jeszcze raz zagrać z Aominecchim jeden na jeden, bez względu na wszystko... Podwinąłem rękawy koszuli i poszedłem za Aominecchim. Stanąłem na przeciwko niego z piłką, gotowy aby spróbować przejść przez jego obronę. Spojrzałem mu w oczy. Był on całkowicie skupiony, czyli brał mnie na poważnie. Ucieszyło mnie to w duchu. Uśmiechnąłem się i zaraz potem spróbowałem go wyminąć z prawej, ale jak się spodziewałem wybił mi piłkę. Przechwycił ją. Biegł teraz z nią do kosza. Dogoniłem go i zablokowałem mu drogę. Na niewiele się to zdało, gdyż Aominecchi sprawnie się zatrzymał, a potem wyminął mnie. Nie miałem teraz szans, by go zatrzymać. Aominecchi zrobił wsad. 
- Ech... Jednak nic się nie zmieniło, nadal nie mam z tobą szans - zaśmiałem się.
- Lepiej się skup Kise! - podał mi piłkę. - Zaczynaj.
Graliśmy tak z siedemnaście razy, za każdym razem kończyło się to koszem Aominecchiego. Niedawał mi żadnych ulg. Ból w kolanie zaczął mi dokuczać już wcześniej, ale teraz bolało mnie ono na poważnie. Kiedy ruszyłem w kierunku Aominecchiego, noga zachwiała mi się i upadłam. Wiedziałem, że się to stanie...
- Oj, Kise! Co się stało?
- A nic... Już wstaję... - próbowałem się podnieć, ale nic z tego... Było dokładnie tak samo jak wczoraj... Nie byłem w stanie w ogóle się podnieść... Aominecchi podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
- Wstawaj.
- Aominecchi... - spojrzałem na niego, ale nie widziałem jego twarzy, ponieważ stał w słońcu.
- No więc wstajesz, czy nie? - spytał ponaglająco. 
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i chwyciłem go za rękę. Pomógł mi wstać po czym przytrzymał mnie, kiedy się zachwiałem. Był tak blisko mnie... Zbyt blisko... Czułem jak powoli się czerwienię... 
- Już jest okej, dziękuję - powiedziałem do niego i mnie puścił. - Aominecchi masz może coś do picia?
- Nie, musimy zajść do sklepu.
- Och, okej - uśmiechnąłem się ponownie do niego. To było naprawdę dziwne... Myślałem, że będzie bardziej napięta atmosfera, ale z tego co zauważyłem było normalnie... Tak jak kiedyś... Znowu mogłem z nim zagrać ciesząc się 
z tego, że poświęca mi swój czas. Nieważne było ile razy z nim przegram, chodziło jednie o sam czas spędzenia 
z nim... Wspominając tamte czasy, ponownie poczułem tą niesamowicie bolesną samotność, tą długo nieodwzajemnianą miłość do niego... Kiedy szliśmy do sklepu rozmawialiśmy razem całkiem noramlnie, choć przez cały czas utrzymywałem pewien dystans między nami. Bałem się go dotknąć, bałem się rosnącego we mnie pożądania... 
   W sklepie kupiliśmy wspólnie dużą wodę. Aominecchi pierwszy otworzył ją i wypił odrazu połowę. Wpatrywałem się jak strużki wody spływają mu po brodzie i szyji. Byłem jak zahipnotyzwoany i nie słyszałem, co Aominecchi do mnie mówił.
- ...Kise! Ej Kise, chcesz czy nie?! - wołał do mnie, trzymając przede mną butelkę wody. 
- Aaaa, tak już... - wziąłem ją od niego i już miałem się napić. Kiedy uświadomiłem sobie, że przecież Aominecchi chwilę temu z niej pił... I teraz ja też miałem pić z tej samej butelki... Przecież to będzie pośredni pocałunek! Zrobiłem się cały czerwony... Nie wiedziałem czy pić czy nie... Czułem się zawstydzony... Normalnie nigdy nie myślałem o czymś takim, ale kiedy jestem z Aominecchim... Uch... Naprawdę chciało mi się pić... Chyba nie mam wyboru... Zacisnąłem oczy i napiłem się. 
- Naprawdę nie rozumiem ile można się zastanawiać na tym... - westchnął Aominecchi. Spojrzałem na niego. - Jesteś cały czerwony - powiedział.
- Och... - skrepowałem się i spojrzałem w bok. Teraz pewnie byłem jeszcze bardziej czerwony. 
- Kise... 
- Chodźmy Aominecchi! - wziąłem go za rękaw koszuli i pociągnąłem za sobą. Wszedłem w jakiś zaułek 
i zatrzymałem się. Spojrzałem na niego.
- O co chodzi Kise...
Pocałowałem go. Przywarłem do niego tak mocno, by nie mógł mnie odepchnąć. 
- Kise... - wydyszał. - Co ciebie napadło? 
- Wybacz Aominecchi... Ja już nie jestem w stanie dłużej wytrzymać... Myślałem, że przestałem czuć do ciebie to co kiedyś... Jednak tylko oszukiwałem samego siebie. Nadal ciebie lubię... Więc wybacz mi... - powiedziałem i znów zacząłem go całować. Nie opierał się mi, co ułatwiło mi sprawę. Po chwili z zaskoczenia Aominecchi przycisnął mnie do ściany i przejął inicjatywę. Otworzyłem lekko usta i poczułem jak jego język delikatnie penetruje mi jamę ustną. Ledwo łapałem oddech. Moje pożądanie coraz bardziej rosło. Miałem ochotę na coraz więcej. Poczułem jak dłoń Aominecchiego zjeżdża po moim ciele w dół. Wiedziałem już jakie są jego zamiary. Kiedy dotknął mnie w dole, natychmiast przytrzymałem jego dłoń.
- Aominecchi, nie tutaj! Ktoś może nas zobaczyć! 
- Oj,oj, Kise... Sam zaciągnąłeś mnie tutaj, więc zdecydój się, wolisz szybko i w miarę bezboleśnie, czy może wolno i bardzo boleśnie? - uśmiechnął się, a ja cały się zaczerwieniłem. Serce dudniło mi, tak jakby zaraz miało wyskoczyć. Poczułem jak ogarnia mnie słodkie uczucie ekstazy. Ale nie możemy tego zrobić tutaj... Lecz co jeśli cała ta chwila zniknie i już się nie powtórzy? Nie robiliśmy tego od tak dawna... Jednak po chwili odepchnąłem go lekko. 
- Nie tutaj... - powtórzyłem. 
- Hmm... A więc dobrze, chodźmy do ciebie.  
  Porwał mnie za rękę i pobiegliśmy na przystanek autobusowy. Szczerze, to nie zdziwiło mnie to, że jedziemy do mojego mieszkania. Kiedy chodziliśmy jeszcze do gimnazjum wielokrotnie uprawialiśmy razem seks. Było to zawsze u mnie, nigdy u niego. Nazajutrz znikał, potem widzieliśmy się jedynie na treningach.       
  Zapewne teraz rownież tak będzie... Ale przecież w końcu mu chodzi tylko o seks, a ja jedynie pragnę być przy nim jak najdłużej w jaki kolwiek sposób tak jak kiedyś, więc co w tym złego?   
  Gdy przyjechał autobus wsiedliśmy do niego i usiedliśmy razem na samym końcu mimo, iż prawie nikogo w nim nie było. Czułem jak coraz bardziej się stresuję. Nie byłem w stanie ukryć mojego podenerwowania. Aominecchi to zauważył i wziął mnie za rękę. Natychmiast moje policzki zabarwił szkarłat, a całe ciało zaczęło drżeć. Tak, pragnąłem go fizycznie już teraz, w tym momencie, ale nie... To nieodpowiednia chwila, muszę być cierpliwy! Spojrzałem z ukosa na niego, ale nie zauważyłem żadnej oznaki zniecierpliwienia ani tego pożądania, które wyraźnie było widać w tamtym zaułku.  
  Autobus mijał kolejne przystanki, a ja coraz bardziej się wierciłem. Aominechchi wciąż trzymał mnie za rękę, była ciepła i miękka w dotyku. Po chwili autobus zatrzymał się. Pora była wysiadać, poczułem jak Aominecchi puszcza moją dłoń. Szliśmy obok siebie do mojego mieszkania, które znajdowało się w przestronnym apartamentowcu. Po paru minutach szybkiego marszu w ciszy i napięciu dotarliśmy na miejsce. Czekając na windę, czułem jak cały się gotuję na myśl, co za chwilę się wydarzy, gdy dotrzemy na górę. Winda przyjechała. Wsiedliśmy do niej. Czuć było napięcie, ale żaden z nas nie odważył się posunąć dalej, w obawie że ktoś może wsiąść. Dojechaliśmy na ósme piętro, gdzie znajdował się mój apartament. Otwieranie drzwi niemiłosiernie mi się dłużyło. Czułem jak wzrok Aominecchiego świdruje moje plecy. Ręce całe mi się trzęsły, więc dopiero po dwóch minutach walki z zamkiem udało mi się otworzyć drzwi. Rzuciłem torbę na bok i zapaliłem światło.
 - Rozgość się - powiedziałem.
 - Jak dawno tutaj nie byłem... Widzę, że wciąż masz tego pluszaka, co ci kiedyś dałem - zaśmiał się. Spojrzałem w kierunku maskotki i spaliłem się ze wstydu. Kompletnie zapomniałem, że go tutaj z rana zostawiłem!
 - I co z tego?! - zrobiłem się cały czerwony, ta sytuacja była nie do zniesienia. - Chcesz coś do picia?
- Wiesz, że nie po to tu jestem - spojrzał na mnie. - Jednak, gdy się czerwienisz wyglądasz zdecydowanie lepiej - znowu się zaśmiał i wziął mnie pod brodę, tak że nasze oczy się spotkały. Czułem, jak moje wnętrzności płoną, a podbrudek parzy od dotyku jego palców. Byłem sparaliżowany od jego wzroku, pragnąłem go dotknąć, pochwycić, ale moje ramiona były zbyt ociężałe. Tyle czekałem na tą chwilę...
- Już nie wytrzymam dłużej - powiedział szeptem i poczułem jak nasze wargi się stykają. Na początku całował mnie dość ostrożnie, ale zaraz potem coraz gwałtowniej. Poczułem, jak jego ręka wędruje ku mojej szyji. Aominecchi zaczął zdejmować mi koszulę. Czułem chłód powietrza na nagiej skórze. W euforii zrobiłem to samo u niego, ale wciąż miał na sobie podkoszulek. Aominecchi delikatnie przejechał opuszkami palców po moich obojczykach, a następnie pocałował je. Ach... To było takie przyjemne... Mimo wszystko byłem zły, bo to on pierwszy rozpiął mi koszulę, co oznacza, że to ja będę tym na dole. To taki nasz mały pojedynek, by rozstrzygnąć, kto będzie seme. Jeszcze nigdy nie udało mi się go wygrać, ale nic w tym dziwnego... Aominecchi jest taki wspaniały! Jego usta zaczęły powoli wędrować po mojej szyi ku górze. Czułem jego pokoszulkę w mych dłoniach. Pragnąłem go tylko dla siebie, całego. W końcu jego usta znalazły się na wysokości moich. Spojrzał na mnie i zaśmiał się wrednie.
- Ta twoja dziecięca niedojrzałość kiedyś cię zgubi - powiedział. Oj tak, zgubi mnie, pomyślałem. Ale to teraz nie istotne, liczy się tu i teraz z Aominecchim. 
- Pragnę ciebie całego - wyznałem.
- Ależ ty samolubny jesteś, Kise - uśmiechnął się i zaczął mnie całować. Moje usta się rozwarły i poczułem jak jego język styka się z moim. Zaczęliśmy powoli przesuwać się w tej pozycji w stronę mojego pokoju. Niedługo potem uderzyłem tyłem o drzwi, próbowałem wymacać klamkę, aż w końcu ją znalazłem. W środku panowała ciemność, wszytkie okna były zasłonięte. Aominecchi nie przerywał. Było mi jednocześnie zimno i gorąco. Miejsca w których mnie dotykał parzyły. Jego ramiona były cudownie umięśnione i takie twarde w dotyku. Pragnąłem, by mnie pochwycił nimi i nigdy nie wypuścił. Ściągnąłem z niego podkoszulek i zbliżyć usta do jego karku. Cudownie pachniał mieszanką dezodorantu i czegoś jeszcze. Zacząłem namiętnie całować go po szyji. Poczułem jak jego ręce wędrują w dół, aż znalazły się na moich biodrach. Wiedziałem, co zaraz nastąpi, więc jeszcze bardziej się zaczerwieniłem. Przecież chciałem tego od samego początku, więc dlaczego teraz czuję się tak nieswojo? Spodnie opadły mi na ziemie. Zaczęliśmy przesuwać się w kierunku łóżka, aż potknąłem się o jego brzeg i upadłem na nie. Kiedy spojrzałem w górę, ujrzałem Aominecchiego z nagim torsem i bez spodni. Ten widok wystarczył by wywołać u mnie erekcje. Jego ciało było idealnie zbudowane. Miałem wrażenie, że moje rumieńce stają się jeszcze bardziej widoczne. Zasłoniłem twarz ręką.
- O nie... Nie wolno tak robić, mam ochotę jeszcze popatrzeć na twoją śliczną czerwoną buźkę.
Zdjął mi moją rękę z twarzy. Jak on widzi moje rumieńce w takich ciemnościach?! Nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy, to było zbyt zawstydzające... Jego usta zaczęły mnie znów rozkosznie całować, a ja ledwo pamiętałem, by oddychać. Jego dłonie przejechały po moim torsie, a potem zatrzymały się na piersi. Jego palce zaczęły dotykać moich sutków, a potem powoli je ugniatać. Jęknąłem mimowolnie i zaraz zakryłem sobie dłonią usta. Ale jednak nie na długo gdyż Aominecchi robił powoli mi malinki na szyi. Znowu jęknąłem z rozkoszy. Poczułem silną ochotę, aby go dotknąć. Włożyłem dłoń w jego włosy, były takie miękkie w dotyku. Wtedy Aominecchi zaczął ssać moje lekko obolałe sutki. Nie wytrzymałem i wygiąłem moje ciało. 
- Nie ruszaj się, bo nie będzie przyjemnie - powiedział. Starałem sie nie ruszać więcej, ale po kilku minutach znów nie wytrzyamłem.
- Aominecchi... Ja już dłużej... Ach... Proszę... 
- Skoro tak błagasz... - uśmiechnął się i bezceremonialnie zdjął mi bokserski. Moja męskość została uwolniona i była w gotowości. Podciągnąłem się na łokciach, by i jemu zdjąć majtki. Robiłem to niepewnie, lekko zawstydzony. Jego penis był cały nabrzmiały i taki... Podniecający? Dotknąłem go tam i spojrzałem mu w oczy, które rozwarły mu się szerzej. Ścisnąłem go mocniej, a on jęknął z rozkoszy i zamknął powieki. Jego oddech stał się cięższy i szybszy, jego wargi lekko się rozchyliły. Wyglądał tak apetycznie i bezbronnie... To był bardzo rzadki widok. Pochyliłem się 
i objąłem ustami jego penisa. Zacząłem go ssać, muskając lekko językiem. Usłyszałem ciężki oddech Aominecchiego. Zacząłem ssać mocniej, aż wciągnąłem go głębiej, tak że dotykał mojego gardła. Jego ciało sie wygięło, a jego mięśnie całe napięły. Chwycił mnie za włosy. Patrzyłem jak na niego uważnie.
- Dość... Kise... Ja zaraz... - wydyszał.
- Przecież jest ci przyjemnie, więc po co przestawać? - i znowu zacząłem ssać powoli przyciskając jego członek wargami.
- Kise...
I nagle znalazłem się na brzuchu... O nie... Wiedziałem, co to oznacza, a ja nie byłem jeszcze na to gotowy.
- Nie... - wydyszałem i poczułem palce w środku, w tyłku. Tak bez żadnego ostrzeżenia... 
- Ach... - jęknąłem.
- Dobrze ci, Kise? - szepnął mi do ucha Aominecchi.
- To boli... - wydyszałem. Patrzyłem na niego załzawionymi oczami. Aominecchi nachylił się nade mną i pocałował mnie. Wyjął palce ze środka, a ja odetchnąłem z ulgą.
- Tak długo tego nie robiliśmy, że skórczyłeś się tam w środku. Będę musiał cię przygotować...
- Aominecchi... - wyszeptałem jego imię. Widziałem jak ślini swoje palce. Kiedy skończył ponownie powoli zaczął mi je pojedynczo wkładać. Bolało... Bardzo bolało... Ale to był jedyny sposób.
- Kise rozluźnij się...
- Ach... To w cale nie jest takie proste... Yhmmm... - zacisnąłem oczy. - Aominecchi, pocałuj mnie, proszę - wyciągnąłem ręce w jego kierunku. Aominecchi zaśmiał się i pocałował mnie. Przytuliłem go mocno.
- Chyba już jesteś gotowy - powiedział i wyciągnął palce. - Hohoho, popatrz tylko jaki jesteś już mokry - uśmiechnął się pokazując mi palce. - Jak myślisz... Chyba mogę już "go" włożyć, Co? Chciałem zaprzeczyć, powiedzieć mu że jeszcze nie jestem gotowy, ale nie zdążyłem. Aominecchi włożył swój członek we mnie. Wygiołem szyję w górę z bólu. Moje nogi były unieruchmione, a ciało całe napięte. Moje biodra zaczęły poruszać się w rytm jego. Było jednocześnie cudownie i boleśnie. Dłonie Aominecchiego zaczęły pocierać mojego penisa. Jednak czułem, że zaraz nie wytrzymam i dojdę. Nie chciałem zrobić tego przed nim. Coraz bardziej zacząłem jęczeć z nadmiaru emocji. Nie mogę tego zrobić... 
- Nieeeee...
- Zrób to dla mnie, Kise - szepnął mi do ucha Aominecchi, jakby wiedział o czym myślę i przyspieszył. Jego część we mnie weszła głębiej, a jego dłonie mocniej ścisnęły mój członek. 
- Ach... Zaraz dojdę... - jęknąłem.
Nie trzeba było długo czekać. Sperma wytrysnęła na jego dłonie. Czułem jak moje ciało staje się bezwładne. Gdy tylko Aominecchi usunął się ze mnie, on też doszedł i padł obok mnie. Wolną ręką okrył nas kołdrą. Nie miałem siły na nic, ale z przyjemnością bym to powtórzył. Czułem jak moje ciało styka się z jego. Przeszło przeze mnie tysiące iskierek naraz. Patrzyłem na jego twarz, a moje myśli zaczęły skupiać się na jego ustach. Chciałem, żeby mnie pocałował, ale nie chciałem też dawać mu tej satysfakcji. Czekałem cierpliwie, oddychając z coraz większym trudem. Ile jeszcze można? Czy on się ze mną droczy? Czułem jak wpatruje się w moje oczy. Zaczął delikatnie jeździć palcami po mojej szyji. Moje uszy i policzki zrobiły sie całkowicie czerwone. 
- Jesteś taki uroczy, Kise. Zwłaszcza, gdy usiłujesz mnie pokonać - wyszeptał wprost do mojego ucha i przytrzymał jego skrawek ustami. Zacisnąłem oczy i przygryzłem wargi. - Tym razem zrobię to, zanim mnie o to poprosisz - powiedział. Czyżby domyślił się o czym myślałem...? Zaczął muskać mnie wargami po szyi. Robił to tak delikatnie oraz z taką czułością. Kiedy przerwał, spojrzeliśmy na siebie. Dojrzałym w jego oczach pożądanie oraz... Ból? No tak... Właściwie to ja mu pierwszy wyznałem, co do niego czuje... Aominecchi nigdy nie powiedział, że odwzajemnia moje uczucia. Jedynie zaakceptował to i dał mi to czego potrzebowałem najbardziej, jego ciało... Nie dałem mu praktycznie wyboru... Jestem naprawdę okropny. W głębi siebie miałem nadzieję na to, że może jednak coś do mnie czuje, że może coś z tego będzie... Byłem naiwny. Odwróciłem głowę w drugą stronę, łzy cisnęły mi się do oczu. Nie możesz teraz płakać, skarciłem się w duchu. Jednak nie potrafiłem tego powstrzymać. Poczułem jak gorąca łza spłynęła mi po policzku. O nie... Chyba to zauważył. Ścisnąłem powieki. Ale ze mnie pacan.
- Oi, Kise,  co się stało? - spytał poważnie.
- Nie, Nic...
- Nie zgrywaj się! Powiedz mi, zrobiłem ci coś?
- To nie to... - odważyłem się na niego spojrzeć.
- Nie patrz na mnie znów tym wzrokiem! 
- Przepraszam... 
- Za co do cholery?!
- Za to, że cię do tego zmusiłem...
- Hahaha, chyba już trochę za późno na to... Daj spokój, masz mnie za idiotę?
- Nie... Ja tylko... Czuję się okropnie, że zmusiłem cię do czegoś, czego w pełni nie pragnąłeś - wyznałem. Cholera, kolejna łza mi spłynęła.
- Do diabła, możesz mi wytłumaczyć o co ci chodzi?! - wszedł na mnie, a jego twarz znalazła się tuż naprzeciwko mojej. Bałem się ponownie spojrzeć mu w oczy. - Myślisz, że zrobiłbym coś wbrew sobie? 
- Ja... Nie... - bąknąłem.
- Więc wytłumacz się!
- Aominecchi... Ty wciąż... Ty nic do mnie nie czujesz, prawda?
- A co to ma do rzeczy?!
- Proszę odpowiedz mi szczerze. Jeśli tak jest, to... - głos mi zadrżał. - To nie powinieneś ze mną tego więcej robić, bo wtedy moje uczucia do ciebie jedynie się wzmocnią...
- Kise, ty... 
- Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Przed chwilą twoje oczy wyglądały tak smutno... Naprawdę nie chcę ci sprawiać więcej problemów... - wyszeptałem. Kolejna łza mi pociekła.
- Ty idioto! Co ty wygadujesz? Chcesz wiedzieć, co mnie boli? Masz racje to przez ciebie, ale nie dlatego, że to zrobiliśmy! - prawie krzyknął. - To dlatego, że przedtem sprawiłem ci tyle bólu... Po tamtym meczu twoje ciało zostało przeciążone, nawet wstać nie mogłeś, a ja nic nie zrobiłem. Zawsze ignorowałem twoje uczucia i wykorzystywałem cię. Bawiłem się tobą, ale ty i tak zawsze chciałeś być przy mnie. Zawsze się uśmiechałeś pomimo tego jaki dla ciebie byłem... Tak mnie to wszystko wkurza w tobie! Tylko że... - zmienił to głosu. - Kiedy się poraz pierwszy pojawiłeś i powiedziłeś, że chcesz spróbować zagrać w koszykówkę, coś zmieniło się we mnie. Potem dołączyłeś do naszej drużyny, a ja czułem że jesteś kimś więcej dla mnie. Bałem się, co z tego może wyniknąć, dlatego odsunąłem wszelkie uczucia na bok. Dalej potoczyło się jak się potoczyło - westchnął. Moje oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia. Nie wiem dlaczego, ale spłynęły mi łzy. 
- Nie płacz już, głąbie... - powiedział z zakłopotaniem. Wytrał mi łzę kciukiem i pocałował to miejsce. Odetchnąłem głęboko. Tego napewno się nie spodziewałem, zdecydowanie nie po nim. Jego maska zawsze była nieprzenikniona, aż do teraz. Byłem naprawdę szczęśliwy. Objąłem go mocno. Jego bliskość dawała mi pewność, że to nie sen. 
- Ej, Kise... Zaraz mnie udusisz! - wydyszał.
- Ach... Przepraszam! - oblałem się rumieńcem, a on uśmiechnął się wrednie jak dawniej. Zaczęliśmy się całować. Ta chwila trwała jakby wieczność, choć w rzeczywistości zapewne tylko kilka minut. Aominecchi położył się obok skierowany do mnie. Przytuliłem głowę do jego piersi, a on mnie objął. Wydawało mi się, że coś powiedział, a konkretniej coś jak "kocham cię", ale może się tylko przesłyszałem...
- Aominecch, mówiłeś coś? - spytałem zaskoczony.
- Idź spać głąbie, irytujący jesteś! - powiedział i odwrócił się na drugi bok. Uśmiechnąłem się pod nosem teraz już pewny, że się nieprzesłyszałem.
- Ja ciebie też. Miłych snów - szepnąłem mu do ucha. Przytuliłem się do niego, obejmując go ręką w pasie. Po chwili oboje zasnęliśmy.

4 komentarze:

  1. Oto najnowszy rozdział... Choć dla mnie nowy zupełnie nie jest... Nie wiem już ile razy go przerabiałam zanim zdecydowałam się go tu opublikować. Zapewne można znaleźć w nim masę błędów składniowych, za które WAS BARDZO PRZEPRASZAM i za inne błędy też...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziwnym trafem dopiero od niedawna jestem fanką AoKise i tak sobie przeszukuję neta :3
    Pomysł, jak pomysł. Fabuła niezbyt oryginalna czy wielce wygórowana, niemniej dobrze się czyta, choć pierwsze rozdziały były nieco naiwne, ta notka jest nieco inna pod względem stylu. Tylko raz chyba przewinęło się słowo z końcówką -ałam zamiast -ałem, no bo to w końcu chłopak :3 Będę zaglądać tu częściej, chociażby z samego tytułu, że uwielbiam AoKise :P
    Cóz, pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, cieszę się ze przeczytałaś i będziesz zaglądać tutaj częściej :) Wezmę sobie twoje uwagi do serca i postaram się poprawić... widzisz nie wiem czy moje opowiadanie jest oryginalne bo nigdy innego z Aokise nie czytałam, zaczęłam to pisaćrok temu i dopiero w te wakacje za namową mojej przyjaciółki opublikowałam je :)

      Usuń
    2. Jasne, nie zniechęcaj się :) Mówiąc jeszcze o fabule chodzi mi o to, ze są to takie typowe szkolne realia, to jak oni się poznali etc. Na początku jeszcze widziałam takie typowe nieco cukierkowe spojrzenie na świat... w sumie nie umiem tego dokładnie wytłumaczyć, ale to się nieco zmieniło i widać to po przeczytaniu 2. i 3. części. Przypuszczam, ze to dlatego iż trójkę opublikowałaś po kilku miesiącach i twój styl pisania mimo wszystko też się trochę zmienił, oczywiście na lepsze :)

      przy okazji zapraszam do siebie :) bo prawda jest taka, że blogowaniu siedzę od 4 lat, ale w AoKise od... jakiegoś tygodnia xD http://wyrwane-kartki-kalendarza.blogspot.com/

      Usuń