wtorek, 1 lipca 2014

Aokise 4



     Rozdział 4

  


    Gdy się obudziłem, poczułem ciepło obok mnie. Czyli jednak to nie był mój kolejny złudny sen? Spojrzałem na Aominecchiego. Spał tak słodko... W niczym nie przypominał tego bezlitosnego potwora jakim był na boisku podczas meczu... Gdy tak podziwiałem go śpiącego, nagle przewrócił się na bok i przycisnął mnie do siebie jak jakąś przytulankę. Nasze usta dzieliło jedynie kilka centymetrów. Zrobiłem się cały czerwony, a moje myśli skupiły się na jego lekko rozchylonych wargach. Jego słodki zapach odurzał niesamowicie moje nozdrza. Nie... Nie mogę tego zrobić! Co jeśli się obudzi, gdy zacznę go całować?! Ach... Moje usta są coraz bliżej jego! Zacisnąłem oczy, 
a potem BUM... Znalazłem się na plecach, a Aominecchi leżał na mnie. Patrzył prosto na mnie, a ja zrobiłem się cały czerwony. Uaaa, jednak nie spał!!!
- Co ty chciałeś zrobić? - uśmiechnął się w ten swój despotyczny sposób.
- Jaaaa... niccc... ja, tylkooo... - zacząłem się jąkać. Zacisnąłem mocno powieki.
- Już odpływasz? A nawet jeszcze nic ci nie zrobiłem - zamruczał, patrząc na moją twarz czerwoną jak pomidor.
    Błagam... Zakończ już te męki! Ile możesz jeszcze się mną bawić w ten sposób?! Nie wytrzymałem 
i straciłem kontrolę nad moim oddechem. Wykorzystał to i bezkarnie zaczął mnie całować. Zdawałem sobie sprawę, że to się tylko na tym nie skończy. Zebrałem powietrze ustami, a on włożył mi wtedy język do ust. Cholera... Ale jednak zaraz cały zmiękłem, a mój mimowolny opór znikł. Jego długie palce dotykały mojej szyi. Drugą ręką przytrzymywał mój nadgarstek. Byłem całkowicie bezbronny wobec niego. Moje myśli krzyczały jedynie "chcę ciebie", czego nie byłem mu w stanie teraz powiedzieć. Jego wargi zjechały niżej i zaczęły skubać moją szyję, a palce przesuwały się po mojej klatce piersiowej. 
- Ach... Aominecchi...
- Zapomnij żebym teraz przestał - wymruczał.
- Ja... - oddychałem ciężko. - Ja, kocham cię... - wyznałem cały czerwony.
- Że też byłem wstanie to z ciebie wydusić tylko po zwykłym pocałunku... - spojrzał na mnie znowu 
z tym swoim uśmieszkiem.
- Aomi... - już miałem krzyknąć na niego, ale przerwał mi pocałunkiem. 
   Był cudowny. Jego wargi natarczywie pieściły moje. Jego oddech stał się jednością z moim. Jego włosy w moich dłoniach, a moje w jego. Czułem się jakbym był w jakiejś Utopii. Kompletnie zatracony i szczęśliwy. Niestety, wszystko okazało się być boleśnie krótkie.
- Wybacz... Ale dalej już nie mogę... Jeszcze trochę, a nie będę mógł się powstrzymywać... Jesteś przecież cały obolały po dzisiejszej nocy... - powiedział zmieszany drapiąc się po głowie.
   Zaczerwieniłem się. Przypomniałem sobie właśnie moje nocne jęki powodowane bólem w moim tyłku. Szlag by cię to, Kise!!! - krzyknąłem w duchu.
- No tak... Przepraszam... - odrzuciłem głowę w bok ze wstydu. Wtedy poczułem łupnięcie w skroń.
- Auuuu! Za co to?! - do oczu napłynęły mi łzy.
- Zamknij się i spójrz na mnie! 
   Odwróciłem z powrotem głowę. Szczerze, bałem się mu spojrzeć w twarz. I faktycznie okazała się straszna. Aominecchi był wściekły, ale jednak po chwili jego rysy zmieniły się. 
- Czy już zapomniałeś, co ci powiedziałem wczoraj w nocy?! - spytał. Oj mam problem... Teraz pewnie myśli, że nie biorę go na serio.
- Przepraszam, ja nie pomyślałem wcale... - czułem się zakłopotany. Aominecchi przecież tak się 
o mnie troszczy... Oparł głowę o moją pierś. Czułem jego oddech, taki ciepły...
- Aominecchi, wybacz mi! To było samolubne z mojej strony... Ja naprawdę... - zacząłem coraz szybciej oddychać, nie byłem w stanie dokończyć. W mojej głowie miałem natłok myśli... Wtedy do moich uszu doszedł dźwięk dławionego chichotu. Zrozumiałem, że to Aominecchi ma ze mnie ubaw. Znowu się ze mnie nabijał, oburzyłem się. Ile jeszcze razy ma zamiar to zrobić?!
- Aominecchi!!! 
- Sorki, sorki, Kise. Nie mogłem się wręcz powstrzymać. Jesteś taki uroczy, gdy jesteś zakłopotany, dosłownie jak zagubione szczenię - uśmiechnął się. Nie wiem dlaczego, ale poczułem jak cała złość uchodzi ze mnie ustępując miejsca poczuciu nieświadomości i zagubienia. Czy to możliwe, że to jego uśmiech tak na mnie podziałał?
- Ooo, już nie jesteś na mnie zły? Za to masz piękne rumieńce na twarzy... - jego despotyczna strona znowu zaczęła się ujawniać. - Jak tak dalej będzie to nigdy tego nie skończymy.
- Co... - ale nie zdążyłem dopowiedzieć. Twarz Aominecchiego była tuż nad moją.
- Tym razem nie zażartuję sobie z ciebie - wyznał. Musnął wargami kącik moich ust. Wstrzymałem oddech i spojrzałem w jego głęboko granatowo-fioletowe oczy. Były surowe, ale jednocześnie dało się w nich dostrzec tą iskrę, za którą kryła się jego dziecinna strona. Oraz pożądanie... Teraz zdawałem sobie sprawę, jak bardzo musi się powstrzymywać, by nie zrobić tego ze mną znowu... Jego pocałunki były wręcz natarczywe, trudno było mi za nim nadążyć. Byłem wykończony emocjonalnie. Przycisnąłem go do siebie i przejąłem inicjatywę. Aominecchi nie protestował. 
W końcu udało mi się go choć trochę zdominować... Nie żebym miał coś przeciwko, ale być ciągle tym na dole wcale nie jest przyjemne...
- Wpadłeś - wyszeptałem mu do ucha. Nie pozwoliłem mu się wybronić i odrazu przewróciłem go. Aominecchi znajdował się teraz podemną. Zadowolony z siebie i ze zwycięskim uśmieszkiem na twarzy patrzyłem na niego z góry. 
- Kise... - zrobił groźną minę, a ja jeszcze bardziej się wyszczerzyłem. 
- Teraz moja kolej - oblizałem językiem dolną wargę i spojrzałem na niego z niepohamowanym pożądaniem. Ostatnie co zobaczyłem to jego oczy szeroko rozwarte i rumieńce na twarzy. 
- Co ty zamierzasz zro... - nie dokończył, gdyż mu na to nie pozwoliłem. Włożyłem język do jego ust. Zacząłem jeździć nim po jego zębach, dokładnie i powoli. Najpierw się bronił, ale przytrzymałem go.
- Leż spokojnie, bo będę musiał cię ukarać. 
- Kise... Ty... - dyszał. Taki uroczy i taki bezbronny... To była moja jedyna szansa, więc trzeba ją dobrze wykorzystać. Zacząłem znowu go całować. Nasze języki raz były razem splątane, a raz błądziły w gonitwie między sobą. Oderwałem się od niego. Zacząłem robić mu malinki na szyi.
- Nie, przestań... Zostaną ślady... - nic nie mógł zrobić. 
- Czyżbyś miał zamiar mnie błagać? - spytałem z udanym zdumieniem. Dobrze wiedziałem, że właśnie zrobiłem odcisk na jego dumie. Długo nie pozwoli mi na dobrowolne działanie, a gdy już mnie powstrzyma to nie będzie się hamować tak jak wcześniej. Postanowiłem przejść dalej. Zwolniłem ucisk z jego lewego przedramienia. Miałem teraz jedną wolną rękę, co oznaczało że on rownież. Ach, jaka szkoda że nie ma w pobliżu gdzieś krawata, by móc związać mu ręce. Właściwie sam pomysł był dość zabawny, a widok związanego Aominecchiego był podniecający. Niechcący parsknąłem śmiechem.
- Co cię tak nagle rozbawiło? - spytał urażony.
- Właśnie wyobraziłem sobie, jak by to było gdybyś miał związane ręce - uśmiechnąłem się do niego przekornie. 
- Oż ty... - zarumienił się jeszcze bardziej, co było takie słodkie. Polizałem go po jabłku Adama, potem spenetrowałem jego obojczyki językiem. Jego zapach silnie na mnie działał, jak i jego całe ciało, które było idealnie zbudowane. Czy to sprawia feromonów? Wolną ręką dotknąłem jego sutków i zacząłem je pocierać, tak jak on robił mi to w nocy. Aominecchi powstrzymywał się od wydawania z siebie jakich kolwiek dźwięków. Byłem lekko tym zawiedziony.
- Kise... - jęknął. Jego głos był jak melodia dla moich uszu. Zerknąłem na niego, poczym zacząłem je ssać i delikatnie przygryzać zębami. Następnie skubałem go wargami po brzuchu. Jego pępek dokładnie zbadałem językiem. Byłem już blisko... Puściłem jego drugą rękę. Opuszkami palców 
zjechałem po jego brzuchu i dotknąłem jego męskości. Była nabrzmiała. Podnieciło mnie to bardzo. Czekała mnie teraz powtórka z rozrywki. Uśmiechnąłem się wyzywająco i nachyliłem się. Zacząłem lizać jego członek. Aominecchi jęknął mimowolnie. Słyszałem jego ciężki oddech. Skupiłem się na tym, by było mu jeszcze przyjemniej. Zacząłem składać na nim długie i powolne pocałunki. 
- Może by tak przejść dalej? - spytałem go po kilku minutach i uśmiechnąłem się prowokacyjnie. - Masz szanse przekonać się, jak to jest być tym ujeżdżanym - rozsunąłem mu kolana. 
- Nie żartuj... Kise, ty draniu! - Zaczął się bronić. Przytrzymałem go, równocześnie śliniąc prowokacyjnie palce u wolnej ręki. Robiąc to, patrzyłem mu prosto w oczy.
- Rozluźnij się trochę, bo nie będzie przyjemnie - zamruczałem. 
- Kise, przestań już, ja... - próbował się podnieść, ale opadł z powrotem na poduszkę.
- Dlaczego tylko ja miałbym doznawać tych przyjemności? - spytałem z przekorą. Podniosłem mu biodra i oparłem na swoich kolanach. Byłem cały rozpalony i gotowy. Ale... Wtedy spojrzałem na twarz Aominecchiego. Nie było na niej ani śladu tego słodkiego i błogiego pragnienia, które widziałem przed chwilą. Uśmiechał się do mnie wyzywająco. Właśnie się ukazała jego sadystyczna strona. Byłem, jak zamurowany. Wpatrywał się we mnie, czekając co zrobię. Czułem jak moja twarz robi się czerwona. Jego wzrok mnie onieśmielał.
- I co Kise? Zrobisz mi to? - spytał znudzonym głosem. 
- Jaaa... - zacząłem się jąkać. Cholera, dlaczego właśnie teraz? A już byłem tak blisko...
- Wiesz jak to się skończy, prawda? - wyszczerzył się w nieprzyjemny sposób. Aż strach mi było myśleć, co ze mną teraz zrobi. Nie potrafiłem dokończyć tego co zacząłem, nie gdy się tak patrzył na mnie. 
- A próbowałem tego uniknąć... - westchnął. Złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Wylądowałem na nim twarzą na jego piersi. Nie trwało to długo, obrócił mną i znalazłem się pod nim leżąc na brzuchu. Aominecchi podniósł moje biodra. Czułem się idiotyczne, ta postawa była bardzo krępująca. 
- Tym razem może być o wiele bardziej boleśnie - powiedział mi do ucha. Odwróciłem głowę, by spojrzeć na niego, co robi. Zrobiłem się cały czerwony, gdy zobaczyłem jak językiem rozprowadza ślinę po swoich smukłych palcach. Zauważył moją minę i uśmiechnął się. Zacisnąłem mocno oczy 
w tym samym momencie, gdy włożył swoje palce we mnie. Był bezlitosny, a ja nie mogłem się rozluźnić po dzisiejszej nocy. Byłem tam cały obolały. Nie potrafiłem przestać jęczeć z bólu.
- Chyba już starczy? - spytał się, ale nie czekał na odpowiedź.
- Aominecchi, czekaj... Ach!!! - wszedł. Zacząłem jęczeć i wić się z bólu. Mocniej przytrzymał moje biodra. Czy to zawsze musi się tak kończyć? Ach... Czułem go całego w sobie.
- Jesteś taki ciasny, chyba będę musiał pchać mocniej - wyszeptał mi do ucha.
- Nie... Aaaaa... - poczułem ogromny ból i jednocześnie rozkosz. Łzy mimowolnie spłynęły mi po policzkach. Jak boli! Moje biodra zaczęły chodzić w rytm jego. Robił to szybko i energicznie. Już powoli nie mogłem wytrzymać, wygiąłem się cały. Każdy mięsień miałem napięty. Ścisnąłem pościel, ale to nie pomogło.
- Boli, Aominecchi.... Błagam... Ach... - jękąłem.
Złapał mnie za mój członek i zaczął pocierać go. Kolejny przypływ ekstazy zmniejszył delikatnie poczucie bólu. Jednak czułem, że zaraz dojdę. Znowu pierwszy?... Ponownie się wygiąłem, jak może być tak brutalny i robić mi to wszystko? Z drugiej strony sam jestem sobie winien... Po chwili poczułem charakterystyczne ciepło wewnątrz mnie. Aominecchi doszedł we mnie... A ja moment później. Oboje byliśmy teraz spełnieni. Położył się obok mnie z ciężkim oddechem. Oddychałem głęboko przez usta, a pot spływał mi po szyi.
- Żyły ci wyszły na szyi - powiedział. Przejechał palcami po jednej z nich, badając wypuchlenia.
- Nic dziwnego... - spojrzałem na niego. Chciałem się do niego przytulić, ale byłem zbyt obolały, by się ruszyć. Aominecchi odczytał moje intencje. Objął mnie ramieniem, a ja wysiliłem się by je do siebie przytulić. Spojrzałem mu w oczy. Chyba dostrzegłem w nich małe poczucie winy. W sumie na początku mówił, że tego nie zrobi, bo wie iż jestem cały obolały... Z drugiej strony ja go do tego sprowokowałem... Odwróciłem głowę w stronę okna. Zaczęło już świtać. Ech... Powinniśmy za parę godzin wstawać... Choć w sumie po co? Oboje jesteśmy kontuzjowani i nie musimy chodzić na treningi w wakacje. Jestem tak obolały, że palca u stopy nawet zgiąć nie mogę. 
- Chyba dzisiaj nie musimy tak wcześnie wstawać - powiedziałem. Mój głos był cały ochrypły. Racja, prawie przez całą noc tylko jęczałem...
- Śpij lepiej... - wymruczał z zamkniętymi oczami. Przechylił głowę tak, że czubek jego nosa dotykał mojej szyi. Jego oddech był taki ciepły i równy. Mała drzemka nie zaszkodzi nam raczej...

   Ziewnąłem szeroko, obudzony. Zamiast Aominecchiego obok było puste miejsce. Próbowałem się podnieść, ale zaraz jęknąłem z bólu. Opadłem z powrotem na łóżko. Nie mogę wstać... Ech... Ciekawe, gdzie Aominecchi się podział. Czyżby jednak zostawił mnie jak zwykle? Przewróciłem głowę na bok, by wcisnąć ją w poduszkę. Ale przecież mówił, że mnie... Zacisnąłem oczy. Czyżbym znowu jednak dał się wykorzystać?! Łzy zaczęły nabierać mi do oczu. Dlaczego? Dlaczego??? Usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Po chwili Aominecchi pojawił się w wejściu do mojego pokoju. Poczułem wielką ulgę oraz żal do siebie, że zacząłem tak bezpodstawnie panikować. Oparł się ramieniem o framugę drzwi. Był ubrany w czarne jeansy i białą koszulkę, która lekko opinała się na jego muskułach. Wyglądał w tym bosko.
- Pożyczyłem od ciebie jakieś ubrania, by wyjść coś kupić do jedzenia.
- Ach... - wybąknąłem zawstydzony. 
- Jeszcze leżysz? Ja nawet tyle nie sypiam.
- Bo... Ja...
- Wstawaj wreszcie! Czy może mam cię wyciągać siłą? - ruszył się i podszedł do łóżka.
- Nieee! Czekaj! Ja... - próbowałem jakoś się podnieść, ale ból zaraz sprowadził mnie do pozycji wyjściowej.
- Och... - zatroskał się.
- Przepraszam... Ja... Nie jestem w stanie samodzielnie wstać - spojrzałem na niego cały zaczerwieniony. To była taka żenująca sytuacja.
- Hmmm...
- Ja, ja chciałbym się wykąpać... - wyznałem z trudem.
- Chcesz, żebym cię zaniósł? - uniósł jedną brew.
- Jeśli to nie byłby kłopot... - zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony. Ze wstydem spojrzałem na niego. Uśmiechnął się wrednie. Wiedziałem, że coś kombinuje.
- W takim razie wykąpiemy się razem - oznajmił i spojrzał na mnie z iskrami w oku. Wszedł na łóżko, by mnie podnieść.
- Nie, czekaj! Ja jestem... - błyskawicznie znalazłem się w jego ramionach całkiem nagi. - Czekaj, ja jestem bez żadnego okrycia! - wykrzyknąłem i zacząłem się wyrywać. Czy można być jeszcze bardziej czerwonym niż jak ja teraz jestem?
- Przecież widziałem cię nago setki razy... Co to za różnica? - spytał obojętnym tonem.
- No bo...
- Nie marudź.
  Zaniósł mnie do łazienki i posadził mnie na brzegu wanny. Aominecchi nalał wody do wanny, wrzucając jakiś płyn przy okazji. Odrazu zrobiła się piana. Patrzyłem na niego jak ciele w malowane wrota, gdy zdejmował ubrania. Odwróciłem głowę natychmiast, gdy spojrzał w moją stronę. Byłem cały rozpalony. Wanna była dość obszerna by zmieścić nas dwoje. Aominecchi wszedł do niej, a potem złapał mnie i wciągnął za sobą. Siedziałem pomiędzy nogami Aominecchiego, a piana sięgała nam ponad brzuch. Aominecchi złapał mnie w pasie i przytulił. Czułem, jak cały mięknę w jego ramionach. 
- I jak? - zamruczał mi do ucha.
- Ach... Jak przyjemnie... 
- To dobrze... Obyś odzyskał szybko dziś siły, chciałbym się jeszcze trochę z tobą pobawić - dodał. Zaraz, zaraz, chwila... Chyba nie ma "tego" na myśli...?! On ma ochotę na jeszcze więcej?! Ale przecież robiliśmy to parę godzin temu! Dwa razy! Ile mu trzeba, by go kurczę zadowolić?!
- Aominecchi... Czy... Czy mógłbyś mnie umyć płynem? - spytałem się ze wstydem, chcąc oderwać się od grozy przyszłych wydarzeń.
- Skoro tak ładnie prosisz - uśmiechnął się łobuzersko. 
   Zaczął rozprowadzać płyn po moim ciele. Czułem jak jego dłonie delikatnie masują moje plecy. Potem umył mi ramiona. Gdy zaczął myć klatkę piersiową, poczułem jak mimowolnie zacząłem się tym podniecać. Oparłem głowę na jego ramieniu i zamknąłem oczy. Było naprawdę przyjemnie. Zapach jego szyi kusił mnie niesamowicie. Tak niewiele brakowało, by go pocałować... Wtedy złapał mnie ręką za moje przyrodzenie. Oderwałem głowę od niego i spojrzałem na niego czerwony jak burak.
- Chyba nie zamierzasz... - wyjąkłem.
- Została już tylko ta część... - wymruczał, przyglądając mi się. Dotknął mojego czerwonego policzka.
- Uwielbiam patrzeć, jak się rumienisz... - wyznał. Chciałem spuścić głowę w dół, ale przytrzymał mi ją, tak że nie mogłem oderwać od niego spojrzenia. Dzieliło nas klika centymetrów. Jak on może, tak długo się powstrzymywać? Ja nie jestem w stanie nawet odwrócić wzroku od jego warg. Pocałowałem go, przyciągając go do siebie. Puścił mój dół i przytrzymał mnie w pasie. Nie zawżając na ból w pośladkach, przekręciłem się. Górując nad nim, było mi łatwiej go całować. Językiem rozchyliłem jego wargi i wtargnąłem do środka. Było tak namiętnie, a on był mi całkowicie poddany. Naciskałem na niego coraz mocniej. Ręką zjechałem po nim w dół, ale przytrzymał mi ją. A niech go! Czyli jednak są jakieś granice u ciebie?! A proszę cię bardzo... Wysunąłem język z jego ust. Nachyliłem się nad jego uchem.
- Ja też znam parę twoich słabych punktów... - wyszeptałem mu wprost do niego. Zacząłem go lizać po nim. Odrazu zareagował, ścisnął mnie za rękę mocniej i odchylił głowę na bok, jakby to miało mnie powstrzymać. Kontynuowałem, skubiąc skrawek jego ucha. Miałem zamiar długo się z nim jeszcze tak podroczyć. Przejechałem ustami po jego szyi, dotykając opuszkami palców jego karku. Czułem jak jego puls rośnie. W głębi siebie cieszyłem się, że tak na niego działam. Ugryzłem go delikatnie, a potem polizałem w tym miejscu. Ach... Gdyby pozwolił mi tylko na więcej... W sumie to jeszcze go nie umyłem. Wziąłem płyn i zacząłem wcierać go w jego ciało, dokładanie tak jak on mi to robił. Patrzyłem przy tym na jego twarz, starając się dostrzec choćby jedną oznakę słabości. Skończyłem myć górę, teraz już został dół... Uśmiechnąłem się wyzywająco do niego. Przejechłem dłońmi po wewnętrznej części jego nóg z dołu w górę, gdzie znajdowały się jego penis. Dotknąłem go tam. Był nabrzmiały. Chyba będzie trzeba mu pomóc, uśmiechnąłem się na myśl o tym. Zacząłem najpierw powoli...
- Kise, draniu! Przestań! 
- Ale przecież nie możemy tego tak teraz zostawić, prawda? - spojrzałem na niego, nie przestając go tam pocierać palcami.
- Sam mogę... To zrobić... - zacisnął oczy, a ja przycisnąłem mocniej. Jęknął.
- Jesteś taki kuszący... - wymruczałem i polizałem go po szyi. Zacząłem pocierać mocniej i szybciej. Przytrzymał się moich ramion, a ja patrzyłem jak wije się w błogich przyjemnościach. Już nie długo, pomyślałem. Dołożyłem drugą rękę, teraz powinno pójść szybciej. Aominecchi ścisnął mnie mocniej. 
- Ach... Już nie wytrzymam... - po chwili wytrysnął na moje dłonie biały płyn. Opadł na mnie, a ja go objąłem, zadowolony. 
- Aominecchi... - wyszeptałem mu do ucha.
   Wychodząc z wanny również potrzebowałem pomocy. Aominecchi okrył mnie ręcznikiem, sam natomiast owinął go sobie wokół pasa. Wyglądał niesamowicie męsko z wodą cieknącą mu po piersi. Zapatrzyłem się na niego.
- Coś nie tak? - spytał. Ocknąłem się i zrobiłem cały czerwony. 
- Nie... Nic... - wyznałem z trudem. Włosy zakryły mi twarz. Przynajmniej tyle...
- Ej... - podszedł do mnie. Odsunął mi ręką grzywkę. To mój koniec... Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej. - Ta grzywka jest irytująca.
- A... A... - nie mogłem powiedzieć jego imienia.
- Hmmm... - uśmiechnął się zawiadacko. - Może powinniśmy częściej to robić? 
- Co?! - wykrzyknąłem. W głębi siebie, gdzieś w podświadomości moje ja krzyczało "o tak, tak!", ale jak patrzyłem tak teraz na niego, to nie miałem zamiaru dawać mu tej satysfakcji. 
- Dobra... - powiedział i wziął mnie na ręce.
- Uaaaa, Aominecchi! 
- Co? Przecież nadal chodzić nie możesz, więc czego chcesz? Wkurzający jesteś...
   Przytrzymałem się jego szyi. Tak naprawdę było mi bardzo dobrze w jego ramionach. Ale martwiłem się, czy nie jest mu zbyt ciężko, nosząc mnie tak. Posadził mnie na łóżku, a sam poszedł się ubrać. Nie wiedziałem co robić. W sumie powinienem się wytrzeć, wciąż byłem mokry. Siedziałem tak wpatrzony w ręcznik, niezauważyłem nawet kiedy Aominecchi wrócił, ubrany w te same rzeczy, które ode mnie pożyczył. Zaparło mi dech w piersiach. Wycierał właśnie sobie włosy. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jeszcze się nie wytarłeś? Przeziębisz się - rzucił mi ręcznik.
- Tak... Mógłbyś mi wyjąć jakieś ubrania? - wyjąkłem.
Aominecchi wrócił z bielizną, jeansami i T-shirtem. 
- Jeszcze jesteś w ręczniku?
- Eee... Noo... - skrępowałem się. Usiadł na łóżku obok mnie i zaczął wycierać mi włosy. 
- Mogę sam to zrobić...
- Ale nie zrobiłeś, idioto.
   Czekałem, aż mnie wytrze. Spojrzałem na niego, ale zaraz tego pożałowałem. Jak on może, tak silnie na mnie działać? 
- Jesteś już suchy, ubierz się lepiej. - wyszedł z pokoju.
   Zostałem sam. Czyżby wstydził się patrzeć na mnie, jak się ubieram? Uśmiechnąłem się pod nosem. Oj Aominecchi, jak łatwo cię przejrzeć... Ubrałem się w to, co mi przyniósł. Wyszedłem 
z pokoju, klnąc na mój obolały tyłek i biodra.
   W kuchni zobaczyłem Aominecchiego. To był niezwykły widok, widzieć go tak przy garach.
- Co tam gotujesz? - spytałem go uśmiechnięty, podtrzymując się framugi drzwi.
- Idioto, po co wstałeś? 
- Nie miałem zamiaru siedzieć tam i czekać na ciebie jak placek. 
    Podszedłem do niego z nie byle jakim wysiłkiem. Przytuliłem się do niego, choć pewnie wcale tak to nie wyglądało. Dyszałem ciężko, ale byłem zadowolony i uśmiechnięty.
- Irytujący jesteś... Normalnie jak wrzód na dupie.
   Zaśmiałem się.
- Wiesz... Mnie jest całkiem wygodnie... - wtuliłem się w niego mocniej.
- Ej, bo nie dostaniesz nic do jedzenia. Jak możesz chodzić, to idź lepiej usiąść.
Obruszyłem się. Puściłem go i podszedłem do stołu. Samo siedzenie na krześle, sprawiało mi ból. Poirytowany patrzyłem na niego jak wykładał gorące curry. Postawił mi miskę pod nosem.
- Itadakimasu... - powiedziałem i zacząłem jeść.
- Itadakimasu.
  Curry było gorące i smaczne, nawet jak na takie ze sklepu. Byłem naprawdę głodny. Niezwracając na maniery, pochłonąłem wszystko naraz. Spojrzałem na Aominecchiego. Przyglądał mi się.
- Co? - spytałem, trochę zawstydzony.
- Jesteś brudny na twarzy - powiedział z obojętną miną i wrócił do jedzenia.
 Zaczerwieniłem się. Wziąłem serwetkę i wytarłem się. 
- Dziękuję za posiłek - odsunąłem krzesło od stołu. Próbowałem wstać, ale zaraz musiałem przytrzymać się krawędzi stołu.
- Mógłbyś poczekać... - powiedzał wzdychając.
- Chciałem tylko odnieść miskę do zlewu - zacząłem się tłumaczyć.
Aominecchi wstał i zebrał naczynia. Wstawił je do zlewu i zaczął je myć. Przygladałem mu się, podpierając brodę na rękach. Te wszystkie czynności domowe jakoś mi do niego nie pasowały... On nie jest tego typu osobą... Ech... Jestem taki bezużyteczny... 
- Nad czym się tak zamyśliłeś? - usłyszałem głos Aominecchiego nad sobą.
- Hmmm? - spojrzałem na niego. - Jesteś dziś jakoś dziwnie miły... 
- O czym ty gadasz? 
Oj, chyba go zdenerwowałem. 
- Zrobiłeś jedzenie dla nas, a potem pozmywałeś jeszcze naczynia... - ciągnąłem dalej. 
- Przestań wreszcie... - powiedział wkurzony. No i znowu... Spojrzałem na niego ze smutkiem.
- I znowu patrzysz na mnie tym wzrokiem... - powiedział. Przejechał ręką po twarzy. - Chodź. - podniósł mnie z krzesła. Przytrzymałem się jego. Zabrał mnie do salonu i rzucił na kanpę.
- Robię zawsze to co chcę i kiedy chcę - wszedł na mnie. Patrzyłem na niego z rumieńcami na twarzy. Pocałował mnie, złapałem go za koszulkę i przyciągnąłem do siebie. Całkowicie się zatraciłem. Wsunąłem rękę w jego włosy, były bardzo przyjemne w dotyku, mimo że na takie nie wyglądały. Polizał mi wargi językiem, a potem włożył go do środka. Mój język złączył się z jego 
w jedno. Gdy oderwaliśmy się od siebie, oboje dyszeliśmy. Przytulił się do mnie, a ja przyłożyłem głowę do niego. Leżeliśmy tak długo. Potem odezwał się dzwonek komórki Aominecchiego. 
- Co za męczydupa znowu dzwoni... - powiedział poirytowany. Wstał z niechęcią i poszedł odebrać.
- Czego chcesz, Satsuki?... Nie, nie ma mnie... Nieważne... Tak... Teraz? A sama nie możesz?... Ech... A gdzie?... Dobra, będę nie długo... Narazie... - rozłączył się. 
- Wybacz, Kise, ale Satsuki mnie potrzebuje... - powiedział znużony. Zaśmiałem się z jego miny, wyglądał naprawdę na poirytowanego.
- Pozdrów ode mnie Momocchi - uśmiechnąłem się. Aominecchi nachylił się i pocałował mnie czule.
- Dokończymy to, co zaczęliśmy później - uśmiechnął się. Zrobiłem się czerwony na samą myśl 
o tym, co będzie następnym razem... Byłem również szczęśliwy, bo to oznacza, że to nie był nasz ostatni raz.
- Trzymaj się, Kise. Ubrania ci zwrócę następnym razem - poszedł po swoją torbę, do której musiał wcześniej upchać swoje ubrania. Później zobaczyłem, jak wychodzi z mieszkania. Ech... No 
i zostałem sam... Było już popołudnie. Obróciłem się na bok i sięgnąłem po pilot do telewizora na stoliku przed kanapą. W telewizji nie było nic ciekawego, przełączałem kanały ze znudzenia, aż natrafiłem na jakiś program sportowy. Zostawiłem go tak i oglądałem, mimo że potem nawet nie wiedziałem co w nim mówili. Tak właśnie spędziłem resztę dnia...

3 komentarze:

  1. Mimo iz jestem twoja nowa fanka to juz cie kocham. *^* Osobiscie kocham AoKise I nie moge doczdkac sie kolejnego rozdzialu. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny *^* Dopiero "odkryłam" tego bloga i bardzo mi się spodobał :) Mam tylko jedną małą uwagę. Mogłabyś zwiększyć trochę czcionkę?? Noszę okulary i jest mi trochę ciężko to przeczytać :/ Z niecierpliwością czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakochałam się ^^ etto nie umiem pisać komentarzy.... Więc wybacz jak czegoś nie zrozumiesz. Ym no bardzo dobrze udały ci się charaktery obydwu bohaterów!! Zajebista historia, i wgl wszytko..... Ym no to chyba na tyle a kocham Cię i jesteś zajebista!! ^^ to życzę weny i dużo czasu. I czekam na nowy rozdział no to bajko Kocham :* <3

    OdpowiedzUsuń