poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Aokise 2

  

Rozdział 2





 Weszliśmy razem do mojego apartamentu. Mieszkałem sam, więc nie było problemu z tym co mieliśmy zamiar zrobić. Rzuciłem swoją torbę w kąt i przywarłem do Aominecchiego. Po co się dalej powstrzymywać? W końcu po tu jesteśmy. Złapał mnie w pasie 
i spojrzał w oczy. Jego twarz niczego nie wyrażała.
- Napewno tego chcesz? - spytał się.

- Chcę ciebie... - pocałowałem go czule. Trochę go tym zaskoczyłem, ale nie opierał się. Rozpiął mi sweter i powoli go zdejmował. Natomiast ja nie przerywałem go całować, trzymając się jego koszuli.
- Kise... Czekaj... - powstrzymał mnie nagle.
- Coś się stało? - spytałem zdezorientowany.
- Nie, ale za bardzo się w to wciągam.
- Aominecchi... - spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się.
- Widzieć ciebie w tym stanie to jest dopiero... - zaśmiał się. 
- Ech...? Aominecchi, mógłbyś sobie nie żartować ze mnie, proszę?!
- Jesteś taki upierdliwy, Kise... - pocałował mnie. Cały rozpływałem się od dotyku jego ust, które pobudzały moje zmysły. Aominecchi dotknął mojej szyi opuszkami placów, które lekko mnie łaskotały. Rozwiązał mi krawat, a potem pojedynczo guzik po guziku rozpiął koszulę. Nie wiem, czy on się ze mną drażnił, ale wprawiło mnie to w jeszcze większe podniecenie. Kiedy już skończył, ściągnął ze mnie górne ubranie. Byłem teraz w połowie nagi. Trochę mnie to krępowało, mimo że widział mnie w ten sposób wiele razy. Zacząłem zdejmować mu krawat i rozpiąłem jego koszulę jednym pociągnięciem. Położyłem dłoń na jego piersi która unosiła się równo. Całowaliśmy się coraz namiętniej jednocześnie zmierzając ku mojemu pokojowi. Wdarliśmy się do środka z łomotem ani na chwilę nie przerywając tej słodkiej rozkoszy. Trzymając ręce w jego włosach z nich tajfun. Byłem cały napalony, ale Aominecchi ponownie przerwał... Spojrzałem na niego pełnym pożądania wzrokiem. Oboje ciężko dyszeliśmy.
- Ach... Aominecchi...
- Sorki, Kise... Ale ja też jestem w tym nowicjuszem...
- Jak to? - zdzwiłem się. Robił to z taką pewnością siebie i tak umiejętnie, jak to możliwe że potrafi więc tak cudownie całować? To ja powinienem być w tym lepszy, w końcu nie raz to robiłem z jakąś dziewczyną... 
- Nigdy nie całowałem się wcześniej z facetem, a co dopiero robienie czegoś więcej poza tym... - wyznał lekko zmieszany.
- Ja też, jednak chcę zrobić to z tobą i tylko z tobą, Aominecchi... - pocałowałem go lekko w kącik ust. 
- Kise...
- Proszę, nie przerywajmy teraz... - spojrzałem na niego ze smutkiem. Naprawdę tyle się zbierałem
w sobie, by to zrobić, a teraz miałoby z tego nic nie wyjść... 
- Skoro tak ładnie prosisz - uśmiechnął się i pocałował mnie. 
- Czy ty zawsze robisz to z otwartymi oczami?! - spytałem cały czerwony.
- Lubię patrzeć na twoją twarz gdy się czerwienisz - wyszczerzył się jeszcze bardziej. Czułem, że zaraz wybuchnę, stałem się jeszcze bardziej czerwony. To było zbyt zawstydzające... 
- Ooo, właśnie ten wyraz twarzy mi się podoba najbardziej... - zamruczał.
- Proszę, nie żartuj sobie ze mnie... - odwróciłem głowę od niego.
- Nie mam zamiaru - polizał mnie koło ucha, przytrzymując mi twarz.
- Aominecchi...
- No więc? Jak to zrobimy?
- Eeee?
- Kto będzie na górze, a kto na dole? - spytał się. Niebardzo wiedziałem o co mu chodzi, ale nie musiałem zbyt długo nad tym rozmyślać, by w końcu się zorientować.
- No to może ja będę tym na górze? - zaproponowałem z nadzieją, że Aominecchi wpadnie... Ale nic z tego.
- Właściwie to ja zacząłem cię rozbierać...
- A co to ma do rzeczy?! 
- Wiele... Hmm to może zróbmy tak... Odtąd ten, kto pierwszy pozbędzie się ubrania drugiego ten będzie na górze?
- Ale to oznacza, że to ja będę teraz na dole... - spojrzałem w dół. Jednak nie byłem rozczarowany, czy niezadowolony.... Z tego co powiedział Aominecchi wynikało, że nasza dzisiejsza przygoda nie będzie naszą ostatnią... Czułem jak szczęście wypełnia mnie wewnątrz, a serce bije coraz mocniej.
- W takim razie niech będzie... - powiedziałem i uśmiechnąłem się prowokacyjnie. Aominecchi podniósł brew, ale więcej nie dostrzegłem, bo zaczął mnie całować. Pozwoliłem mu przejąć całkowitą kontrolę nad sytuacją. Zdjął mi spodnie, a ja jemu, koszuli też się z niego pozbyłem. Teraz zostaliśmy jedynie w bieliźnie, którą również zdjęliśmy. Aominecchi pchnął mnie na łóżko. Zaczął przyglądać mi się, a ja czułem jak coraz bardziej się wstydzę. Jego uśmieszek tylko pogarszał sprawę.
- Kise chyba nie chcesz sprawić, bym odrazu doszedł?
- Co?! Ach... - odebrało mi mowę. Ta sytuacja była naprawdę krępująca, a on mówił takie teksty. Aominecchi wszedł na mnie i pocałował mnie. Czułem ciepło emitowane z jego ciała, które rozpalało zarazem moje. Jego ręce były silne i wspaniale zbudowane, jak na koszykarza przystało. Nasze ciała stykały się razem, przez co czułem, jak coraz bardziej się podniecam. To wszystko było jak sen, wręcz nieprawdopodobne. Ale czułem dotyk jego warg na mojej szyi oraz dłoni, które badały moje ciało. Aominecchi pachniał niesamowicie, wprawiając mnie w stan ekstazy. Obejmowałem go ramionami przytulając do siebie, był taki gorący. 
- Ach... - jęknąłem nagle. Aominecchi ścisnął za moje sutki, spojrzałem na niego.
- Heh, widzę, że sprawia ci to przyjemność... Ciekawe, co będzie jak zrobię to jeszcze raz? - spojrzał na mnie i ścisnął mnie ponownie. Znowu jęknąłem i wygiołem ciało, a on tylko patrzył na mnie, sadystycznie się uśmiechając. Ścisnąłem go mocniej i zacisnąłem oczy. Objąłem go mocno nogami 
w pasie. Jednak on kontynuował. Było mi dobrze i jednocześnie czułem dyskomfort.
W końcu postanowił przejść dalej. 
- Aominecchi... - wyszeptałem jego imię.
- Co jest, Kise?
Zbliżył swoją twarz, patrząc mi w oczy. Dotknąłem jego policzka i przymknąłem oczy, by go pocałować. Trochę się zdziwił, ale po chwili przejął inicjatywę. Wsunął mi język do środka. Czułem jak jeździ nim po moich zębach oraz penetruje wnętrze. Robił co chciał, a ja mu na to wszystko pozwalałem. Gdy oderwał się ode mnie, zaczął całować mnie po szyi. Moje serce biło tak szybko jakby chciało wyskoczyć. Aominecchi jeździł językiem po moich obojczykach, schodząc niżej, aż owinął nim wokół moich nabrzmiałych sutków. Lekko polizał je, w tym samym momencie przez moje ciało przeszło tysiące malutkich iskierek. Gdy zaczął je ssać wydałem z siebie mimowolnie jęki z rozkoszy. Czułem jak każdy mięśń w moim ciele się napina.
- Nie ruszaj się, bo cię zwiążę - powiedział i wrócił do robienia mi małych przyjemności. Nie spieszył sie z tym. Raz tylko nie wytrzyamłem i poruszyłem się. Moja męskość otarła się wtedy o jego, doznając następnie erekcji. Aominecchi również zrobił się twardy. Czułem, że długo tak nie wytrzymam.
- Ach... Chcę ciebie... - powiedziałem.
- Ech... Jesteś cholernie niecierpliwy. Aż tak bardzo mnie pragniesz? - uśmiechnął się wrednie. Ale nic mu nie odpowiedziałem tylko zacisnąłem powieki i złapałem za pościel. Oddychałem coraz ciężej. Czułem na sobie spojrzenie Aomiecchiego, który uważnie mi się przyglądał i rejestrował każdą moją reakcję. Nie miałem pojęcia, ile odkrył już moich słabych punktów, ale mniejsza z tym. 
Dlaczego miałbym rozmyślać właśnie o tym, kiedy zmysłowo dotykał mnie w każdym miejscu mego ciała. Rozchylił mi nogi i polizał mnie po wewnętrznej stronie uda. 
- Czekaj... Ach... 
- Przecież mówiłeś, że tego pragniesz? - uśmiechnął się znowu. Patrzyłem na niego cały czerwony.
- To takie zawstydzające...
- Teraz się tym przejmujesz? 
Nie zdążyłem mu jednak nic odpowiedzieć, ponieważ poczułem jak złapał mnie za mój członek,
a z moich ust wydobył się tylko jęk. Ścisnął za niego i zaczął pocierać. Było mi tak dobrze.
- Ach... Mocniej... - wydyszałem. Aominecchi ścisnął mnie jeszcze bardziej. Po chwili puścił mnie
i spojrzał na mnie z iskierkami w oczach. Wiedziałem co miał zamiar teraz zrobić, ale nie zdążyłem zaprotestować. Polizał mnie po mojej nabrzmiałej męskości i lekko muskał ją wargami. Dosłownie bawił się mną. Obserwując mnie 
i moje reakcje stopniowo przechodził dalej. Włożył teraz sobie go całego do ust i zaczął ssać, patrząc wciąż na mnie. To było jeszcze bardziej krępujące. Pierwszy raz coś podobnego ktoś mi robił, a sam fakt, że akurat Aominecchi, sprawiał, iż byłem całkowicie bezsilny. Pragnąłem jego i tylko jego, całego, ale jednak nie potrafiłem się odprężyć przy nim, a wręcz przeciwnie. Wprawiał mnie on
w zakłopotanie. 
    W końcu poczułem jak przygryzł mnie tam w dole wargami, a ja doszedłem... Biały płyn wytrysnął i ściekał po mnie. 
- Hmm... Szybciej niż myślałem... - powiedział.
- Co? - oczywiście domyślałem się o co mu chodzi, ale wyrwało mi się.
- Nic dziwnego, skoro wcześniej tego nie robiłeś - wyszczerzył się. - Może przejdziemy teraz do następnego etapu? - nachylił się nade mną.
- Aominecchi... - patrzyłem na niego, czerwony jak pomidor.
- Jesteś naprawdę uroczy - mruknął i pocałował mnie czule. Zacisnąłem powieki. 
- A teraz jak chcesz to zrobić? 
- Hę? 
- Hmm... W sumie sam nie wiem, ale... 
- Pytasz się o... 
- Nom... Chyba powinieneś wiedzieć jak to się robi skoro chciałeś tego ze mną...
- Przepraszam... Ale ja nie mam pojęcia - zakryłem twarz ze wstydu. Tego było już za wiele. 
- No dobra, jakoś sobie poradzimy - powiedział i złapał za moje pośladki. Uniósł je tak, że znajdowałem się teraz w naprawdę dziwnej pozycji. 
- Naprawdę tego chcesz? - spytał się, ale nie czekał na odpowiedź. Patrzyłem jak oblizuje swoje palce zostawiąc na nich ślinę. Przyglądał mi przy tym z uwagą. Następnie uśmiechnął się i w tym samym czasie włożył mi dwa palce do środka z tyłu. Gdy wchodził coraz głębiej, czułem narastający ból. Nie byłem zdecydowanie na to gotowy.
- Ale ciasny jesteś, Kise...
- Proszę przestań wszystko komentować, to cholernie zawstydzające jest!!! - wybuchłem.
- Hmm... - wyszczerzył się. 
Powoli zacząłem się rozluźniać, ale wiedziałem, że to dopiero początek i czeka mnie znacznie więcej rozkoszy i bólu. 
- Chyba już jesteś gotów... - stwierdził. Uniósł wyżej moje biodra. Widziałem jak przytrzymuje swój członek, on chyba nie ma zamiaru mi go wsadzić tam?! Chciałem już zaprotestować, ale poczułem jak Aominecchi wchodzi we mnie. Wydałem z siebie jęk z przyjemności jak i bólu. Myśl, że znjdował się teraz we mnie była taka podniecająca. Usłyszałem jak Aominecchi rownież wydał
z siebie głuchy jęk, poczym zaczął lekko pchać. Moje ciało całe się napięło, w dodatku towarzyszył temu rownież ból w tyłku. Zatkałem sobie usta, by się uciszyć. Do oczu napłynęły mi łzy. Moje biodra zaczęły ruszać się w rytmie Aominecchiego, który z każdą chwilą przyspieszał. Czułem się niesamowicie, było mi tak dobrze, pomijając uczucie dyskomfortu. 
- Kise... - wyszeptał Aominecchi i zdjął mi dłonie z ust. Patrzyłem na niego, a on na mnie. Byłem teraz całkowicie bezbronny i oddany mu. Zbliżył swoją twarz do mojej. Coraz ciężej było mi oddychać przez usta. Nagle poczułem jego język na moim podniebieniu. Zacisnąłem oczy. Brakowało mi tchu, ale przynajmniej teraz mogłem skupić się na pocałunku Aominecchiego. Nie na długo to pomogło, ale zawsze coś. Byłem wciąż spięty, ale powoli zbliżaliśmy się do końca. Po paru minutach poczułem ciepły płyn w moim wnętrzu ociekający po ściankach. Aominecchi padł koło mnie, był całkowicie bezsilny teraz. Przykryłem nas kołdrą, a potem przytuliłem się do niego. Jego pierś unosiła się głęboko w górę i w dół. 
- Kocham cię... - szepnąłem, wtulając się w niego.
- Coś mówiłeś Kise? - spytał sennym głosem, ale nie odpowiedziałem mu udając, że zasnąłem. - Zresztą nieważne i tak wiem - powiedział. Tej nocy z łatwością zasnąłem z Aominecchim jako przytulanką. 
     Rankiem, gdy obudziłem się Aominecciego nie było. No tak... W sumie dzisiaj kolejny dzień szkoły, więc nic dziwnego. Jednak bolało mnie to, że mnie nawet nie obudził, by się pożegnać. Ale świadomość, że zrobiliśmy to i że Aominecchi zaakceptował moje uczucia sprawiała, iż byłem bardzo szczęśliwy. Nie mogłem się wręcz doczekać spotkania z nim.
   Postanowiłam wkleić pierwszy i jak na razie jedyny rysunek z knb (nie licząc krótkiego komisku, który wstydzę się tu pokazać).

  Chciałabym też poprosić każdą osobę z was, ktora przeczyta moje opowiadanie o pozostawienie po sobie komentarza. Nie jest dla mnie to najważniejsze, ale na pewno motywuje do dalszego pisania ^^

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Aokise 1

Rozdział 1




   W nocy miałem problemy z zaśnięciem. Moje myśli wciąż krążyły wokół Aominecchiego. Ból rozrywał mi klatkę piersiową, a mój oddech był nierówny. Czułem jak ciepłe łzy spływają mi powoli po policzkach. Nie trzeba było czekać długo, by poduszka była mokra od nich. Nie dam tak dłużej rady... Sięgnąłem po komórkę i otworzyłem folder ze zdjęciami. Znalazłem to, które tak bardzo pragnąłem zobaczyć. Na wyświetlaczu ukazał się Aominecchi uśmiechnięty opierający się o mnie. Moja mina była krzywa i wykazywała nie zadowolenie, ale tak naprawdę wtedy tylko myślałem
o tym, że nasze policzki właśnie się stykały, a on był tak blisko mnie... Chciałbym żeby teraz tu był
i to bliżej niż na tym zdjęciu. Nie ma dla nas raczej przyszłości? - spytałem się w myślach. Oboje jesteśmy w sumie facetami, a on przecież lubi dziewczyny... Ale z drugiej strony to co dziś się wydarzyło... Czyżby jednak może było mu to obojętne, kto jest jakiej płci? W dodatku to pytanie, czy chciałbym z nim "to" zrobić... Nie, na pewno nie. Nabijał się ze mnie, chyba... A może by się go tak spytać, co mam do stracenia? I tak się nie widujemy prawie... Napisałem do niego smsa, "Przepraszam, że tak późno piszę, mam nadzieję że cię nie obudziłem? <~_~>". Ciekawe czy odpisze... "Nie.", napisał. Ale Krótko!!! Ech... "Przepraszam, że ci zawadzam, ale nie mogę zasnąć
i nie mam z kim pogadać. Jestem taki samotny...", odpisałem mu. "To pogadaj do siebie.". Ale szybko odpowiedział! "Aominecchi, jesteś taki okrutny!!! A tak właściwie, co u ciebie?". Tym razem odpowiedź przyszła później, "Śpiący jestem". I jak tu z nim rozmawiać?! "Aominecchi, ty zawsze jesteś śpiący...<-_->", napisałem mu. Westchnąłem, w ten sposób do niczego nie dojdziemy.
"A więc co chciałeś ode mnie, Kise?". Zamarłem. Właśnie... Co ja od niego właściwie chciałem? "Aominecchi, czy teraz będziesz mnie nienawidzić i unikać mnie?", wysłałem. "Za co, idioto?!”, wiadomość przyszła natychmiast. Zirytowałem się. To w jego stylu tak pisać... "Dzisiaj się wydarzyło tyle rzeczy... Czuję się winny przez to. Proszę nie nienawidź mnie! Ja skłamałem mówiąc, że to było tylko żartem to wyznanie. Przepraszam, jestem taki żałosny, nawet nie umiem wyznać własnych uczuć.", odpisałem mu. "Aha". Coo?! Tylko tyle odpisał?! "Jutro mi to powiedz", doszło po chwili. Jak ja mam mu to wszystko jutro powiedzieć??? Jak dzisiaj nie byłem nawet w stanie kiwnąć głową to jutro niby ma być lepiej?! O nie... Skryłem głowę w poduszkę. Znów się wkopałem, ale ze mnie idiota... Jednak późna godzina robiła swoje. Po chwili już nie miałem sił się zamartwiać
o jutrzejszy dzień, bo sam nadszedł. Jest już dawno po północy. Nie chcę wiedzieć, co przyniesie mi ten dzień... Schowałem się pod kołdrą i po chwili usnąłem.

    Do szkoły poszedłem ledwo przytomny. W głowie miałem pustkę. Czułem jak ogarnia mnie stres przed spotkaniem się z Aominecchim. To jakaś istna głupota! Dlaczego aż tak się tego boję?! To nienormalne... W klasie było głośno. Jakieś dziewczyny ciągle się na mnie patrzyły i chichotały jednocześnie. Jak ja tego nie znoszę... Usiadłem w ławce i czekałem, aż nadejdzie pierwsza lekcja. Za mną siedział Murasakicchi, który jadł właśnie ciastka. Ten to ma dobrze... Nie przejmuje się nikim
i nikt mu nie zawadza.
- Przepraszam... Hej, jestem Sara Senou - nagle odezwała się do mnie jakaś dziewczyna. Spojrzałem na nią i przywołałem z niechęcią uśmiech.
- Hej. O co chodzi?
- Widzisz... Ja... Bo ja od dłuższego czasu często myślę o tobie i tak właśnie... Czy... Czy moglibyśmy się razem spotykać? - spytała cała czerwona. Ech... Znowu kolejne wyznanie...
- Przepraszam, ale prawię w ogóle się nie znamy...
- To nie szkodzi! - przerwała mi.
- Wybacz, ale muszę odmówić. Nie mogę być z kimś kogo w ogóle nie znam, poza tym ty nie znasz mnie...
- Jesteś na pewno wspaniałą osobą!
- Cieszę się, że tak o mnie myślisz, ale wybacz... Nie mogę - uśmiechnąłem się do niej bezradnie. Kolejna dziewczyna, co patrzy na mnie powierzchownie. Nigdy nie znalazłbym choć jednej, która postrzegałaby mnie inaczej. A właściwie to nie potrzebuję żadnej... Jedyną osobę, której pragnę to Aominecchi... Nie potrzebuję nikogo więcej. Mimo, że jest to jednostronna miłość to nie sądzę, bym był w stanie o nim zapomnieć. Nie chcę tego! Zabrzmiał sygnał na lekcję, uffff... Uratowany.
   W południe mieliśmy wf. Mieliśmy dziś grać w piłkę nożną, więc nie powinno być tak źle. Choć co prawda to nie to samo co koszykówka... Ale jednak granie w nią bez Aominecchiego jest nudne... Nauczyciel podzielił nas na trzy drużyny. Murasakicchi był przeciwko mnie, ale nie martwiło mnie to. Zwykle nie uczestniczy w grze i woli jeść swoje słodycze. Zawodnicy jego drużyny postawili go na bramce. Był na tyle duży, by zasłonić swoim ciałem jedną trzecią bramki. Gdy mecz się zaczął od razu przejąłem piłkę, a po pięciu minutach zdobyłem gola. Murasakicchi nawet nie próbował zatrzymać piłki. Właśnie tak wyglądała również dalsza część meczu. Po skończeniu gry, cały spocony poszedłem pod drzewo by skryć się w cieniu samotnie. Głowa mi pulsowała. Położyłem się na trawie i zamknąłem oczy. Lekki wiatr rozwiewał mi włosy w rożne strony i chłodził przyjemnie. Jednak po 10 minutach ktoś stanął nade mną. Ech... I koniec mojego odpoczynku.
- Kisechin, co tu robisz? - usłyszałem głos Murasakicchiego.
- Och... To tylko ty... Mecz się już skończył?
- Hmm, raczej tak...
- Aha...
- W każdym razie już jest przerwa.
- Ooo, rzeczywiście - otworzyłem oczy i zobaczyłem grupy uczniów wychodzących na zewnątrz. Wśród nich ujrzałem Aominecchiego z Momocchi. Oby mnie nie zauważyli, oby mnie nie zauważyli... Ale zaraz! Jest ze mną Murasakicchi! To niemożliwe by mnie nie zauważyli! Zacisnąłem zęby i starałem się patrzeć w inną stronę.
- Ooo, Aominechin i Momochin! - zawołał Murasakicchi. Spojrzeli w naszą stronę. Za późno, już tutaj idą.
- Ki-chan!!! Mura-chan!!! - krzyknęła Momocchi. Spojrzałem niechętnie w jej kierunku natrafiając na wzrok Aominecchiego. Speszyłem się.
- Hej - powiedziałem nieco niewyraźnie, gdy podeszli.
- Macie teraz wf prawda?- spytała Momocchi.
- Ano... - odpowiedział jej Murasakicchi.
- W co graliście? - spytała ponownie.
- Wfff pilfffke noszzznooo - odpowiedział jej z pełną buzią. Następnie przełknął - Kisechin jak zwykle zdobył wszystkie gole.
Aominecchi spojrzał się na mnie.
- To w cale nic takiego... - odpowiedziałem patrząc się na trawę.
- Oi, Kise! Może zagramy dziś jeden na jednego po treningu? - spytał się Aominecchi. Nie chciałem na niego spojrzeć, ale nie miałem wyboru. Na jego twarzy gościł uśmieszek. Wiedziałem, że coś planuje... Tylko co?
- Och... Jasne, czemu nie...
- Dai-chan obiecałeś mi, że pójdziesz ze mną i Tetsu na lody!
- Sorki Satsuki, ale mam ochotę dziś trochę pograć...
- Ech... Dobre i to... Ach... W takim razie ja i Tetsu pójdziemy we dwoje... - oczy jej zabłyszczały.
- Tak, tak... Miłej zabawy - Aominecchi ziewnął.
Zabrzmiał sygnał sygnalizujący koniec przerwy.
- Narazie - rzucił Aominecchi i wrócił z Momocchi do budynku.
Mnie natomiast czekała kolejna godzina wf. Znów mieliśmy grać w piłkę tylko w innych składach. Przez całą grę nie mogłem się skupić, rozmyślając co planuje Aominecchi.
   Gdy minęła ostatnia lekcja czekał mnie teraz trening. Udałem się do hali, gdzie odbywają się treningi pierwszego składu. Nasz kapitan Akacchi był już przebrany na miejscu. Kazał iść nam do szatni, by zmienić ubranie. W środku było dość pusto, ale brakowało jednej konkretnej osoby,
a właściwie Aominecchiego. Czyli jednak sobie daruje trening mimo wszystko? Jego sprawa... Przebrany wyszedłem z szatni. Ustawiliśmy się wszyscy w rzędzie, a nasz kapitan sprawdził listę. Następnie kazał nam zrobić rozgrzewkę dwudziesto minutową bez oszukiwania, bo inaczej on sam nam ją przeprowadzi. Każdy wiedział, że rozgrzewki Akacchiego są mordercze, więc nikt nie miał zamiaru się obijać. Wtedy usłyszeliśmy trzask drzwi od hali. W wejściu pojawił się zaspany Aominecchi.
- Sorki za spóźnienie, ale przysnęło mi się...
- Daiki... - spojrzał na niego Akacchi i westchnął. - Nieistotne... Idź się przebrać i dołącz do rozgrzewki. A reszta wracać z powrotem do swoich zajęć! - krzyknął do nas. Przestraszeni kontynuowaliśmy naszą rozgrzewkę. Gdy Aominecchi wrócił my już skończyliśmy biegać.
- Teraz dobierzcie się w pary i zacznijcie się rozciągać! - krzyknął kapitan.
Niestety wszyscy już zdążyli się dobrać i zostałem tylko ja oraz Aominecchi. Nie mieliśmy wyboru, jak ćwiczyć razem. Podszedł do mnie i bez słowa usiadł w rozkroku.
- Na co czekasz? - spytał.
- Co? Aaaa... Sorki, już, już... - otrząsnąłem się i zacząłem mu pomagać robić skłony, naciskając na jego kręgosłup. Czułem jego ciepło przez materiał koszulki. Dziwnie się czułem dotykając go.
- Aauu, za mocno! - syknął.
- Przepraszam.
- Dobra, zamiana - powiedział po chwili.
Zmieniliśmy się i teraz on mnie pchał. Jego dłonie były również ciepłe i takie miękkie, jak plastelina. Po paru minutach skończyliśmy. Jednak nasze ćwiczenia w parach trwały dalej. Teraz mieliśmy za zadanie odebrać naszym partnerom piłkę i na zmianę. Aominecchi był w tym świetny. Miał całkowitą kontrolę nad piłką, nie potrafiłem mu jej odebrać. Moja krępacja przed dotknięciem go tylko wszystko pogarszała.
- Coś ci nie idzie - powiedział.
- W sumie... Właściwie to nigdy mi nie szło...
- Ale dzisiaj jest zdecydowanie gorzej.
- Aha.
Po pół godzinie ćwiczeń z piłką, zostaliśmy podzieleni na dwie drużyny. Byłem razem z Aominecchim. Plus był taki, że przynajmniej nie będę musiał go bronić... Zagraliśmy dwa mecze
i w każdym wygraliśmy.
- Widzę, że jak Daiki gra to nie ma szans na wygraną... W takim razie dołączę do gry - powiedział Akacchi.
Wtedy zaczęło być znacznie ciężej, nawet Aominecchi nie potrafił zbyt wiele zdziałać przeciw sile Akacchiego. Ten mecz zakończył się remisem, ale nasza drużyna była całkowicie wykończona.
- Dobra, na dziś koniec. Przegrani mają umyć podłogę - ogłosił nasz kapitan i poszedł do magazynu. Wziąłem butelkę wody z ławki i napiłem się. Byłem na serio wycieńczony.
- Ej, Kise! Daj mi też się trochę napić! - krzyknął do mnie Aominecchi 
i podbiegł. Podałem mu butelkę. Patrzyłem się jak krople wody ściekają mu po brodzie, a następnie po szyi. Zagapiłem się i nawet nie zauważyłem, kiedy zaczął mi się przyglądać.
- Mam coś na szyi?
-Co?! Eee... Nie... - zaczerwieniłem się i odszedłem w przeciwną stronę.
- A woda?
Wróciłem się.
- Dzięki - zabrałem ją od niego, wpatrując się w ziemię i zawróciłem. Nie jest dobrze... Jeśli znów mi się to zdarzy, to drugi raz żadna wymówka nie zadziała. Poszedłem do szatni, by wziąć swoje rzeczy. Miałem zamiar przejść do mniejszej sali gimnastycznej i tam poćwiczyć. Gdy wychodziłem wpadłem w drzwiach na Aominecchiego.
- Przepraszam - powiedziałem i wybiegłem.
- Ej, Kise, czekaj!
Pobiegłem wprost do sali, zamykając drzwi za sobą. W środku było ciemno. Oparłem się o ścianę osuwając się w dół. Schowałem twarz w dłoniach.
- Co ty wyczyniasz?! - spytałem siebie na głos. Zamknąłem oczy i starałem się nie myśleć.
Nagle usłyszałem, jak ktoś wchodzi. Cień światła padł na podłogę.
- Kise? Jesteś tu? - usłyszałem głos Aominecchiego. Zamknął drzwi.
- Aominecchi? - odezwałem się.
- Gdzie jesteś?
- Przy ścianie...
Po chwili poczułem jego rękę na moim torsie.
- Znalazłem cię - oznajmił wciąż trzymając swoją dłoń na mnie.
- Aominecchi, czy czegoś potrzebujesz ode mnie? - spytałem z trudem.
- Mieliśmy przecież zagrać razem, nie?
- Aaaa, no tak...
- Czemu uciekłeś?
- Nigdzie nie uciekłem - odpowiedziałem zdezorientowany.
- W takim razie co to miało być to wcześniej?
- Niby co?
Aominecchi westchnął.
- Męczące to... Gramy?
- Światło trzeba zapalić...
- Ech... Ciemno jest... Nie chcę mi się iść. Może jednak lepiej, jak się zdrzemnę tutaj?...
- Eeee... A nie chciałeś ze mną pograć?
- Nie chce mi się.
- W takim razie po co tu przyszedłeś? - zirytowałem się.
- Hmm... Sam już nie wiem...
- Aominecchi!!!
- Nie wrzeszcz, głuchy nie jestem...
- Skoro masz zamiar spać to idź, zrobić to w innym miejscu, proszę...
- Ale tutaj jest fajnie.
- W takim razie puść mnie proszę, bo mam zamiar poćwiczyć.
Zdjął rękę z mojej piersi. Wstałem i poszedłem po omacku włączyć światło. Znałem dość dobrze rozkład pomieszczenia więc nie było z tym dużego problemu. Gdy ogromne lampy na suficie się zapaliły, zrobiło się tak jasno, że na chwilę oślepłem. Skierowałem się do magazynu po piłkę do koszykówki. Wracając z nią, spojrzałem w stronę Aominecchiego. Leżał rozwalony na podłodze
z nagim torsem i jego koszulką na twarzy. Długo nie mogłem się oderwać od tego widoku. W końcu potrząsnąłem głową, by oprzytomnieć. Byłem zły na siebie. Przecież miałem przestać w końcu to ciągle robić. Cholera... Dlaczego on jest taki seksowny?! Z wściekłości za mocno się wybiłem
i robiąc wsad uderzyłem się o ramę kosza. Upadłem na podłogę razem z piłką, sycząc bólu. Aominecchi wyjrzał zza koszuli. Patrzył na mnie zasypanym wzrokiem.
- Co się stało? - ziewnął.
- Nic...
- Aha. W takim razie daj mi spać – zakrył twarz z powrotem koszulką. Wściekły podszedłem do niego i zerwałem mu ją specjalnie.
- Co ty robisz? – spytał zdziwiony.
- Spać możesz w innym miejscu! Jeśli masz zamiar tylko leżeć tu i zrzędzić to idź sobie gdzie indziej! – spojrzałem na niego zły. Aominecchi patrzył na mnie zdziwiony. Jego obecność była dla mnie ciężarem, więc szukałem byle jakiego powodu by go stąd wyrzucić.
- Kise…
- Proszę nie utrudniaj mi tego! – wykrzyknąłem.
- Znów chcesz, bym odszedł, a potem będziesz pisał do mnie w nocy z przeprosinami?
- Co? – zdziwiłem się.
- Ech… Widocznie ktoś tu ma problemy z pamięcią… - wyciągnął telefon i zaczął w nim klikać. Po chwili pokazał mi wiadomość tekstową ode mnie. Czułem jak rumieńce wyskakują mi na twarzy. To ten sms ode mnie, ten w którym napisałem "Dzisiaj się wydarzyło tyle rzeczy... Czuję się winny przez to. Proszę nie nienawidź mnie! Ja skłamałem mówiąc, że to było tylko żartem to wyznanie. Przepraszam, jestem taki żałosny, nawet nie umiem wyznać własnych uczuć."
- A więc?
- Eee, to… Ale co to ma do rzeczy? – spytałem czerwony z zażenowania.
- Może byś to mi jakoś wyjaśnił?
- Niby co?
- Nudne to… Jeśli dalej chcesz to ciągnąć to ja idę spać – zamknął oczy.
- Aominecchi… - powiedziałem zaciskając dłonie z bezsilności. Nie jestem taki bezpośredni jak on, nie potrafię mu powiedzieć tego co chce tak po prostu.
- Mówiłeś coś? – spytał się obojętnym tonem.
- Ja… Chciałbym ci coś powiedzieć…
- Hmm? – otworzył jedno oko.
- Ja… Lubię cię, Aominecchi… - zacisnąłem powieki.
- Ech… Spodziewałem się trochę czegoś innego, ale i tak może być.
Poczułem nagle jak łapie mnie za nogę, a po chwili pociągnął mnie za nią. Głośno upadłem na podłogę, obijając sobie pośladki. Syknąłem z bólu.
- Aominecchi, czemu tu zrobiłeś?!
- Nie chciało mi się wstawać więc miałem zamiar sprowadzić cię na dół.
- Mogłeś powiedzieć…
- Po co? – przerwał mi i zbliżył się niebezpiecznie blisko do mnie. Odchyliłem się do tyłu jak tylko mogłem, ale on tylko znalazł się jeszcze bliżej. Aominecchi leżał na mnie opierając się rękoma
o podłogę. Patrzył mi w oczy, a ja tylko zacząłem się czerwienić coraz bardziej. Nachylił głowę tak że zaledwie kilka centymetrów dzieliło go od moich ust. Na twarzy czułem jego równy oddech.
- Aominecchi…
- Chyba nie chcesz żebym przestał? – uśmiechnął się wrednie.
- Nie powinieneś tego robić…
- Czemu niby?
- Bo…
Pocałował mnie. Jego wargi parzyły moje usta jednocześnie rozszarpując je. Dość brutalnie mi przerwał, bo brakowało mi tchu. Próbowałem go odepchnąć, ale przytrzymał mnie. Wierciłem się, robiłem wszystko by przerwał to. W końcu udało mi się to.
- STOP!!! – wydyszałem.
Aominecchi puścił mnie. Zakryłem twarz rękoma.
- Dlaczego? – spytałem drżącym głosem. – Czemu?
- Nie chciałeś tego?
- Ale...
- Powiedziałeś, że mnie lubisz przecież…
- No tak…
- Nie chciałeś ze mną seksu?
- Co?! – zachłysnąłem się.
- No nie powiesz mi, że nie? Ej… - zabrał mi ręce z twarzy. Ta sytuacja była nie do wytrzymania. Dlaczego tak się krępuję przy nim?
- Owszem chcę, ale… - odwróciłem wzrok od niego. – Chcę też wiele innych rzeczy robić
z Aominecchim…
- Jakich?
- No na przykład wspólne spędzanie czasu, rozmawianie i ogółem tego co zwykle robią pary…
- Pary?
- No wiesz... Chciałbym żebyś zaakceptował moje uczucia względem ciebie oraz żebyś to samo czuł do mnie... Wtedy byłoby znaczenie łatwiej.
- Czyli nie widzisz we mnie tylko "panienki do łużka"?
- Nie nic z tych rzeczy!!! 
- Ale uprawiać seks ze mną chcesz?
- No... Eeee... To chyba też wchodzi w zakres chodzenia ze sobą, więc... - zacząłem się jąkać. Cholerny Aominecchi... Przez niego jestem cały czerwony!
- A co jeśli chcę się z tobą przespać? - spytał mnie.
- Eeee? Aominecchi?
- To chyba w porządku? Przecież oboje tego chcemy, więc czemu nie?
- Raczej tak... - spojrzałem na niego. Teraz już wiedziałem, że ma inny stosunek do mnie. Poprostu spełni swoją zachciankę, przy okazji spełniając moją. W sumie oboje skorzystamy z tego, tylko dlaczego mnie to boli? Dlaczego chcę czegoś więcej niż przespać się z nim?

środa, 14 sierpnia 2013

Aokise

Wstęp





   Historia ta ma swe początki już za czasów gimnazjum, uczęszczałem wtedy do jednego z najlepszych - Teiko. Szkoła znana była ze swej drużyny koszykówki, która była najlepsza w całej Japonii, poza tym poziom nauczania też był wysoki.
   Właściwie to nie jestem takim przeciętnym chłopakiem. Większość osób mogłoby mi nawet pozazdrościć. Uczę się nieźle, jestem wysportowany - wystarczy chwilę popatrzyć, a potrafię zrobić to co inni i nikt nie jest w stanie mi dorównać, z wyglądem też nie mam problemu, z zawodu jestem modelem.
    Jestem taki znudzony... Lubię sport, ale za łatwo mi wszystko przychodzi… Ktokolwiek, proszę, niech mnie rozpali. Ciekawe, czy jest tutaj ktoś, kto mógłby mi stawić czoła. Musi gdzieś być. Pokaż się! Ech… Jakby mogło być to takie proste... I wtedy z rozmyśleń wyrwał mnie ból z tyłu głowy. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka z drużyny koszykówki. Od razu go rozpoznałem. Bardzo często piszą o nim w młodzieżowym magazynie sportowym. Był on młodym geniuszem, którego nikt nie jest wstanie powstrzymać, najlepszy gracz, as naszej szkolnej drużyny - Aomine Daiki. Jaki wspaniały, to była pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy.
- Sorki, sorki, to moja wina... Ej, czy to nie nasz sławny model, Kise-kun?
- O co ci chodzi?
Rzuciłem mu piłkę do koszykówki, która mnie uderzyła.
- Dzięki.
Patrzyłem, jak odchodzi do sali gimnastycznej. I wtedy wpadła mi pewna myśl do głowy. Może by tak koszykówka...? W końcu jej jeszcze nie próbowałem.
    W drzwiach sali gimnastycznej zobaczyłem spoconych i zmęczonych chłopaków oraz Aomine otoczonego aurą niezwyciężonego. Nikt nie mógł go zatrzymać. Właśnie wykonał oszałamiający wsad. Wspaniałe! Ta prędkość i te ruchy... Czy byłbym w stanie to powtórzyć? To niemożliwe. Nie, może, jak spróbuję... Nareszcie znalazłem kogoś niesamowitego! Wtedy mnie zauważył i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, szczęśliwy. Idąc na przód, nieważne, jak ciężko będę ćwiczyć, mogę go nigdy nie dogonić. Ale tego właśnie chcę i to właśnie czyni go wspaniałym! Chcę grać z nim w koszykówkę!
I któregoś dnia...
- Czy ja... Czy mógłbym dołączyć do drużyny koszykarskiej?
   Tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda w drużynie "pokolenia cudów". Po kilku tygodniach stałem się jednym z czołowych graczy drużyny. Nasz kapitan Akacchi, mimo niepozornego wzrostu jest wręcz przerażający, on również ma unikalną zdolność, dzięki której jest niepokonany. Wszyscy są naprawdę niesamowici, zwłaszcza Aominecchi. Tak jak wcześniej myślałem, nie jestem w stanie mu dorównać...
   Ale był również inny niesamowity zawodnik. Z początku nie potrafiłem zaakceptować, że ktoś taki jest w pierwszym składzie. Jak to w ogóle możliwe? Ten chłopak... Jak taki karzeł, w dodatku co nie umie trafić nawet do kosza, mógł zostać zawodnikiem pierwszej ligi?! Nie dawało mi to spokoju. Codziennie ciężko trenowałem, dawałem z siebie wszystko. Byłem drugo-ligowcem, wciąż wiele mi brakowało do reszty. Ale ten chłopak...
 - Aominecchi, dlaczego Kuroko-kun jest w pierwszym składzie? Przecież, gdybyśmy zagrali jeden na jednego z pewnością bym wygrał! - spytałem go raz.
- Hę? Cóż, na pewno bez problemu byś pokonał Tetsu, ale widzisz jego siła całkowicie różni się od naszej. Kiedyś to zrozumiesz… - wyjaśnił.
 Nadal nie potrafiłem tego zaakceptować, aż zdarzyło się to...
- Kise, od dziś Kuroko zostanie twoim instruktorem - oznajmił mi Aominecchi.
    Myślałem, że się przesłyszałem, lecz jednak potem wyjaśniono mi, że to jest polecenie od kapitana. Nie mogłem kwestionować jego rozkazów, nawet tak... Bezsensownych?
    Prawdę mówiąc, mimo że Kuroko-kun stał się moim instruktorem nie wiele się zmieniło. Pewnego dnia Teiko miało zagrać mecz, w którym mieli grać zawodnicy z pierwszej i drugiej ligi. Nareszcie okazja by się wykazać...
   Byłem cały podekscytowany. Czekałem z niecierpliwością na zmianę, aż kazali mi wejść na boisko. Dość szybko znalazłem się przy piłce, aż nagle zablokowało mnie dwóch zawodników. Nie miałem jak podać piłki ani komu... Straciłem ją...
Podczas przerwy nie byłem w stanie uporządkować myśli. Przegrywaliśmy 8 punktami. Wtedy podszedł do mnie Kuroko-kun.
- Pomogę ci.
- Jak niby? - spojrzałem na niego ze zrezygnowaniem.
- Jestem cieniem, mogę stać się twoim, ale musisz mi pomóc. Proszę, zaufaj mi - odszedł. Potem nastąpił koniec przerwy. 
   Znalazłem się w tej samej sytuacji, co poprzednio. Jednak zauważyłem coś dziwnego. Żaden zawodnik nie zwracał uwagi na Kuroko-kun, który patrzył mi w oczy i mówił bezgłośnie "podaj mi". Nie miałem się co zastanawiać. Rzuciłem mu. Przeciwnicy zaskoczeni zostali w tyle, a ja zdezorientowany dostałem piłkę z powrotem. Niewiele myśląc zrobiłem wsad i zdobyłem dwa punkty. A więc to jest siła Kuroko-kun? Niesamowite...
   Ostatecznie zwyciężyliśmy. Pod koniec meczu zdobyłem punkty, które zapewniły nam wygraną, a wszystko dzięki "cieniowi" Kuroko-kun...
 - Kurokocchi, jesteś naprawdę niesamowity - wyznałem mu wracając.
- Hę?- zdziwił się, ale potem zaraz się uśmiechnął. Nadal niewiele pojmowałam rzeczy o Kurokocchim, ale od tamtej pory zacząłem go bardzo szanować.
   Mimo, że niedługo potem zostałem czołowym graczem, to jednak wciąż byłem najsłabszym zawodnikiem. Czy kiedykolwiek będę wstanie doścignąć Aominecchiego? Zacząłem z nim często zostawać po treningach, grając z nim jeden na jednego. Nigdy nie zwyciężyłem…
- Aominecchi, jeszcze raz! - wykrzyknąłem bliski załamania.
- Ech... No niech będzie...
- Momocchi już poszła?
- Hee? No tak... Dobra zaczynamy...
   Nie byłem go jednak wstanie i tym razem zatrzymać, więc postanowiłem zagrać nieczysto. Złapałem go za koszulkę i pociągnąłem, ale jednak on zdążył się mnie złapać. Oboje polecieliśmy na podłogę. Uderzając o nią nasze twarze na chwilę się zetknęły... A raczej nasze usta. Czy można to nazwać pocałunkiem? Cały czerwony odsunąłem się natychmiast i siedziałem. Czy my właśnie... Czy ja z Aominecchim... Ach... Zakryłem twarz rękoma. Nie może mnie zobaczyć w tym stanie.
- Ej! Wstajesz, czy nie?! - wyciągnął dłoń, by pomóc mi wstać, ale nie byłem wstanie się ruszyć. - Ej, co jest? - zirytował się.
- Aominecchi... A co jeśli... Co jeśli, ja ciebie kocham? - spytałem nieśmiało.
- Co ty wygadujesz, idioto?! Ruszaj się i kończmy to! - odbiegł, nie odzywając się więcej.
   Tak właśnie zaczęło się moje głębokie uczucie do niego. Lecz on od tego dnia zaczął wyraźnie mnie unikać. To, że nie przychodził często na treningi nie było nowością, ale... A może on ma po prostu kogoś innego i nie wie, jak mi to powiedzieć? Rozmyślałem tak spacerując podczas przerwy. Zaszedłem dalej niż zwykle. Wciąż nie mogę przestać o nim myśleć. Zaszedłem jeszcze dalej, za budynek szkoły. Wtedy ujrzałem tam w rogu Aominecchiego z Kurokocchim. Nie widziałem dokładnie, co tam razem robili, ale coś mnie ukuło w tym samym momencie w serce... Mimowolnie poleciały mi łzy. Odwróciłem się i pobiegłem z powrotem. Nic dziwnego, że są razem... Są nawet w jednej klasie... Kurokocchi jest jego cieniem i poza tym dogadują się... Ja... Ja tylko im zawadzam!
   Potem było już tylko gorzej. Przestaliśmy razem grać w ogóle. Sam Aominecchi stał się po paru tygodniach inny. Przestał całkowicie przychodzić na treningi. Może coś się stało? Głupi... Skarciłem sam siebie. Nawet jeśli coś sie wydarzyło, to przecież jest Kurokocchi... Co ciebie miałoby to interesować?! Zacząłem zostawać po treningach coraz częściej i dłużej, grając sam ze sobą. I tak jednego dnia...
- Ooo... Wiedziałem, że cię tu znajdę - zjawił się Aominecchi.
- Aominecchi co ty tutaj robisz?! - zdziwiłem się.
- Miałem ochotę pograć z kimś i tak pomyślałem, że pewnie tu będziesz.
- Och... - wyjąkałem. - Dawno ciebie na treningu nie było...
- Hmm... Myślisz, że dzięki temu będziesz wstanie mnie pokonać? - uśmiechnął się w nieprzyjemny sposób. To nie był ten zwykły radosny i przyjazny uśmiech. Ten był okrutny i zimny, ale jednak było w nim coś, co sprawiło, że na moich policzkach wystąpiły rumieńce. Serce mocniej mi zabiło.
- Gramy? - podniósł piłkę i spojrzał na mnie.
Przełknąłem ślinę, nie pozostało mi nic innego jak zgodzić się. Mimo codziennych ciężkich treningów, wciąż wiele brakowało mi do niego. Jego szybkość i zwinność były na jeszcze wyższym poziomie. Ach... Potknąłem się i upadłem. A niech to! Zacisnąłem dłonie w pięści, wpatrując się w podłogę. Jestem taki żałosny...
- Ej! Nic ci nie jest? - spytał się.
- Nie... - odpowiedziałem mu.
Aominecchi podszedł do mnie i kucnął.
- Wstawaj - wyciągnął dłoń, ale ja wciąż się nie ruszałem. Nie byłem wstanie nawet spojrzeć mu w oczy.
- Kise - powiedział łagodnie.
- Aominecchi, ja... Przepraszam. Jednak nie potrafię... Wiem, że to jest dziwne i pewnie obrzydliwe, ale ja naprawdę ciebie kocham... - wyznałem z łzami w oczach. Jestem naprawdę żałosny.
- Ech... Spójrz na mnie - powiedział.
Nie posłuchałem go. Wziął mnie pod brodę, tak że nasze oczy się spotkały. Za późno... Zobaczył to. Nachylił się.
- Aomi... - nie zdążyłem powiedzieć, gdyż przerwał mi pocałunkiem. Jego usta były ciepłe i miękkie. Całował tak dobrze, że poczułem jak się cały roztapiam. Czy to w porządku, że to robimy? Z drugiej strony nie chciałbym, żeby przerywał. Leżałem teraz na podłodze a on dalej mnie całował. Trzymałem go za koszulę i przyciskałem do siebie. Aominecchi podniósł mi t-shirt do góry i zaczął całować moją klatkę piersiową. Językiem wirował wokół sutków. Mimowolnie jęknąłem z rozkoszy.
- Więc to naprawdę sprawia przyjemność? - uśmiechnął się prowokacyjnie. Zaczerwieniłem się cały. - Hmmm... Hehe, jesteś naprawdę uroczy gdy się rumienisz - zamruczał i zaczął lizać mnie po piersi w dół. Był coraz niżej...
- Ach... Tylko nie tam!... Aominecchi! - przytrzymałem go, ale nieudolnie bo włożył rękę do środka i złapał... Za moją męskość, która od razu doznała erekcji w kontakcie z jego skórą . Jęknąłem znowu, gdy ścisnął.
- Nie możemy... Nie... - zatkał mi usta językiem. Nie mogłem oddychać... Było mi tak dobrze...  Przestał dopiero, gdy się poddałem. Wyjął rękę z moich spodni i wstał. Ja natomiast leżałem plackiem, wciąż nie mogąc się otrząsnąć z tego, co przed chwilą doznałem. Czy to był sen?
- Oj, Kise! - krzyknął, ale ja go nie słuchałem... - To chyba nie był twój pierwszy raz?...
- Co?! - nagle się ocknąłem. Bo, gdy tak wspomniał, czy to nie jest mój pierwszy to... Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony.
- Właściwie to... To jest mój pierwszy raz... - wyjąkałem. Spojrzałem na niego zawstydzony. Miał zdziwioną minę, ale zaraz na jego twarzy zagościł sadystyczny uśmiech. Jak ja go nie lubiłem! Sprawiał, że cały się czerwieniłem. No dlaczego?!
- Czyżbyś planował stracić ze mną swe dziewictwo? - spytał. Jak on może pytać się o coś takiego i to tak bezpośrednio?!
- Eee... Ja... - zakryłem rękami twarz. Nie, nie chcę by na mnie patrzył w tym momencie.
- Mniejsza z tym. Lepiej, żebyśmy nigdy tego znowu nie robili...
- Czemu? - wyrwało mi się. Siedziałem teraz wpatrując się w niego. Wtedy przypomniało mi się, że przecież Aominecchi lubi Kurokocchiego. - Przepraszam...
- Hę?
- Jestem naprawdę samolubny, myśląc że zaakceptujesz moje uczucia co do ciebie, wyskoczyłem z tym tak nagle...
- O czym ty pieprzysz?! Jesteś naprawdę irytujący!
- Co? - zdziwiłem się. - Ale w końcu przecież masz już kogoś... Kurokocchi jest naprawdę wspaniały, a ja...
- Ale z ciebie idiota... - podrapał się z tyłu głowy. - Szczerze to nie wiem czemu gadasz ciągle o Tetsu. Nie układa nam się zbyt dobrze... Jedyne w czym się zgadzamy to koszykówka, poza tym Satsuki bardzo go lubi, więc jak mógłbym z nim być?
- Aaaa... No tak... Przepraszam... To wyznanie...
- Hmmm... A więc to wszystko nie było na poważnie?
Nie byłem wstanie powiedzieć mu czy tak czy nie. W głębi siebie wiedziałem, że naprawdę go kocham, ale nie potrafiłem mu tego teraz wprost teraz wyznać.
- To już nieistotne... Jestem raczej zbyt niedojrzały na prawdziwą miłość. Pociągasz mnie i w ogóle bardzo cię podziwiam, ale to raczej nic głębszego... - powiedziałem jednym tchem.
- W takim razie nie ma problemu, narazie - rzucił wychodząc z sali. Trzasnęły drzwi.
Ty idioto! Krzyknąłem w myślach.