środa, 14 sierpnia 2013

Aokise

Wstęp





   Historia ta ma swe początki już za czasów gimnazjum, uczęszczałem wtedy do jednego z najlepszych - Teiko. Szkoła znana była ze swej drużyny koszykówki, która była najlepsza w całej Japonii, poza tym poziom nauczania też był wysoki.
   Właściwie to nie jestem takim przeciętnym chłopakiem. Większość osób mogłoby mi nawet pozazdrościć. Uczę się nieźle, jestem wysportowany - wystarczy chwilę popatrzyć, a potrafię zrobić to co inni i nikt nie jest w stanie mi dorównać, z wyglądem też nie mam problemu, z zawodu jestem modelem.
    Jestem taki znudzony... Lubię sport, ale za łatwo mi wszystko przychodzi… Ktokolwiek, proszę, niech mnie rozpali. Ciekawe, czy jest tutaj ktoś, kto mógłby mi stawić czoła. Musi gdzieś być. Pokaż się! Ech… Jakby mogło być to takie proste... I wtedy z rozmyśleń wyrwał mnie ból z tyłu głowy. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka z drużyny koszykówki. Od razu go rozpoznałem. Bardzo często piszą o nim w młodzieżowym magazynie sportowym. Był on młodym geniuszem, którego nikt nie jest wstanie powstrzymać, najlepszy gracz, as naszej szkolnej drużyny - Aomine Daiki. Jaki wspaniały, to była pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy.
- Sorki, sorki, to moja wina... Ej, czy to nie nasz sławny model, Kise-kun?
- O co ci chodzi?
Rzuciłem mu piłkę do koszykówki, która mnie uderzyła.
- Dzięki.
Patrzyłem, jak odchodzi do sali gimnastycznej. I wtedy wpadła mi pewna myśl do głowy. Może by tak koszykówka...? W końcu jej jeszcze nie próbowałem.
    W drzwiach sali gimnastycznej zobaczyłem spoconych i zmęczonych chłopaków oraz Aomine otoczonego aurą niezwyciężonego. Nikt nie mógł go zatrzymać. Właśnie wykonał oszałamiający wsad. Wspaniałe! Ta prędkość i te ruchy... Czy byłbym w stanie to powtórzyć? To niemożliwe. Nie, może, jak spróbuję... Nareszcie znalazłem kogoś niesamowitego! Wtedy mnie zauważył i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, szczęśliwy. Idąc na przód, nieważne, jak ciężko będę ćwiczyć, mogę go nigdy nie dogonić. Ale tego właśnie chcę i to właśnie czyni go wspaniałym! Chcę grać z nim w koszykówkę!
I któregoś dnia...
- Czy ja... Czy mógłbym dołączyć do drużyny koszykarskiej?
   Tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda w drużynie "pokolenia cudów". Po kilku tygodniach stałem się jednym z czołowych graczy drużyny. Nasz kapitan Akacchi, mimo niepozornego wzrostu jest wręcz przerażający, on również ma unikalną zdolność, dzięki której jest niepokonany. Wszyscy są naprawdę niesamowici, zwłaszcza Aominecchi. Tak jak wcześniej myślałem, nie jestem w stanie mu dorównać...
   Ale był również inny niesamowity zawodnik. Z początku nie potrafiłem zaakceptować, że ktoś taki jest w pierwszym składzie. Jak to w ogóle możliwe? Ten chłopak... Jak taki karzeł, w dodatku co nie umie trafić nawet do kosza, mógł zostać zawodnikiem pierwszej ligi?! Nie dawało mi to spokoju. Codziennie ciężko trenowałem, dawałem z siebie wszystko. Byłem drugo-ligowcem, wciąż wiele mi brakowało do reszty. Ale ten chłopak...
 - Aominecchi, dlaczego Kuroko-kun jest w pierwszym składzie? Przecież, gdybyśmy zagrali jeden na jednego z pewnością bym wygrał! - spytałem go raz.
- Hę? Cóż, na pewno bez problemu byś pokonał Tetsu, ale widzisz jego siła całkowicie różni się od naszej. Kiedyś to zrozumiesz… - wyjaśnił.
 Nadal nie potrafiłem tego zaakceptować, aż zdarzyło się to...
- Kise, od dziś Kuroko zostanie twoim instruktorem - oznajmił mi Aominecchi.
    Myślałem, że się przesłyszałem, lecz jednak potem wyjaśniono mi, że to jest polecenie od kapitana. Nie mogłem kwestionować jego rozkazów, nawet tak... Bezsensownych?
    Prawdę mówiąc, mimo że Kuroko-kun stał się moim instruktorem nie wiele się zmieniło. Pewnego dnia Teiko miało zagrać mecz, w którym mieli grać zawodnicy z pierwszej i drugiej ligi. Nareszcie okazja by się wykazać...
   Byłem cały podekscytowany. Czekałem z niecierpliwością na zmianę, aż kazali mi wejść na boisko. Dość szybko znalazłem się przy piłce, aż nagle zablokowało mnie dwóch zawodników. Nie miałem jak podać piłki ani komu... Straciłem ją...
Podczas przerwy nie byłem w stanie uporządkować myśli. Przegrywaliśmy 8 punktami. Wtedy podszedł do mnie Kuroko-kun.
- Pomogę ci.
- Jak niby? - spojrzałem na niego ze zrezygnowaniem.
- Jestem cieniem, mogę stać się twoim, ale musisz mi pomóc. Proszę, zaufaj mi - odszedł. Potem nastąpił koniec przerwy. 
   Znalazłem się w tej samej sytuacji, co poprzednio. Jednak zauważyłem coś dziwnego. Żaden zawodnik nie zwracał uwagi na Kuroko-kun, który patrzył mi w oczy i mówił bezgłośnie "podaj mi". Nie miałem się co zastanawiać. Rzuciłem mu. Przeciwnicy zaskoczeni zostali w tyle, a ja zdezorientowany dostałem piłkę z powrotem. Niewiele myśląc zrobiłem wsad i zdobyłem dwa punkty. A więc to jest siła Kuroko-kun? Niesamowite...
   Ostatecznie zwyciężyliśmy. Pod koniec meczu zdobyłem punkty, które zapewniły nam wygraną, a wszystko dzięki "cieniowi" Kuroko-kun...
 - Kurokocchi, jesteś naprawdę niesamowity - wyznałem mu wracając.
- Hę?- zdziwił się, ale potem zaraz się uśmiechnął. Nadal niewiele pojmowałam rzeczy o Kurokocchim, ale od tamtej pory zacząłem go bardzo szanować.
   Mimo, że niedługo potem zostałem czołowym graczem, to jednak wciąż byłem najsłabszym zawodnikiem. Czy kiedykolwiek będę wstanie doścignąć Aominecchiego? Zacząłem z nim często zostawać po treningach, grając z nim jeden na jednego. Nigdy nie zwyciężyłem…
- Aominecchi, jeszcze raz! - wykrzyknąłem bliski załamania.
- Ech... No niech będzie...
- Momocchi już poszła?
- Hee? No tak... Dobra zaczynamy...
   Nie byłem go jednak wstanie i tym razem zatrzymać, więc postanowiłem zagrać nieczysto. Złapałem go za koszulkę i pociągnąłem, ale jednak on zdążył się mnie złapać. Oboje polecieliśmy na podłogę. Uderzając o nią nasze twarze na chwilę się zetknęły... A raczej nasze usta. Czy można to nazwać pocałunkiem? Cały czerwony odsunąłem się natychmiast i siedziałem. Czy my właśnie... Czy ja z Aominecchim... Ach... Zakryłem twarz rękoma. Nie może mnie zobaczyć w tym stanie.
- Ej! Wstajesz, czy nie?! - wyciągnął dłoń, by pomóc mi wstać, ale nie byłem wstanie się ruszyć. - Ej, co jest? - zirytował się.
- Aominecchi... A co jeśli... Co jeśli, ja ciebie kocham? - spytałem nieśmiało.
- Co ty wygadujesz, idioto?! Ruszaj się i kończmy to! - odbiegł, nie odzywając się więcej.
   Tak właśnie zaczęło się moje głębokie uczucie do niego. Lecz on od tego dnia zaczął wyraźnie mnie unikać. To, że nie przychodził często na treningi nie było nowością, ale... A może on ma po prostu kogoś innego i nie wie, jak mi to powiedzieć? Rozmyślałem tak spacerując podczas przerwy. Zaszedłem dalej niż zwykle. Wciąż nie mogę przestać o nim myśleć. Zaszedłem jeszcze dalej, za budynek szkoły. Wtedy ujrzałem tam w rogu Aominecchiego z Kurokocchim. Nie widziałem dokładnie, co tam razem robili, ale coś mnie ukuło w tym samym momencie w serce... Mimowolnie poleciały mi łzy. Odwróciłem się i pobiegłem z powrotem. Nic dziwnego, że są razem... Są nawet w jednej klasie... Kurokocchi jest jego cieniem i poza tym dogadują się... Ja... Ja tylko im zawadzam!
   Potem było już tylko gorzej. Przestaliśmy razem grać w ogóle. Sam Aominecchi stał się po paru tygodniach inny. Przestał całkowicie przychodzić na treningi. Może coś się stało? Głupi... Skarciłem sam siebie. Nawet jeśli coś sie wydarzyło, to przecież jest Kurokocchi... Co ciebie miałoby to interesować?! Zacząłem zostawać po treningach coraz częściej i dłużej, grając sam ze sobą. I tak jednego dnia...
- Ooo... Wiedziałem, że cię tu znajdę - zjawił się Aominecchi.
- Aominecchi co ty tutaj robisz?! - zdziwiłem się.
- Miałem ochotę pograć z kimś i tak pomyślałem, że pewnie tu będziesz.
- Och... - wyjąkałem. - Dawno ciebie na treningu nie było...
- Hmm... Myślisz, że dzięki temu będziesz wstanie mnie pokonać? - uśmiechnął się w nieprzyjemny sposób. To nie był ten zwykły radosny i przyjazny uśmiech. Ten był okrutny i zimny, ale jednak było w nim coś, co sprawiło, że na moich policzkach wystąpiły rumieńce. Serce mocniej mi zabiło.
- Gramy? - podniósł piłkę i spojrzał na mnie.
Przełknąłem ślinę, nie pozostało mi nic innego jak zgodzić się. Mimo codziennych ciężkich treningów, wciąż wiele brakowało mi do niego. Jego szybkość i zwinność były na jeszcze wyższym poziomie. Ach... Potknąłem się i upadłem. A niech to! Zacisnąłem dłonie w pięści, wpatrując się w podłogę. Jestem taki żałosny...
- Ej! Nic ci nie jest? - spytał się.
- Nie... - odpowiedziałem mu.
Aominecchi podszedł do mnie i kucnął.
- Wstawaj - wyciągnął dłoń, ale ja wciąż się nie ruszałem. Nie byłem wstanie nawet spojrzeć mu w oczy.
- Kise - powiedział łagodnie.
- Aominecchi, ja... Przepraszam. Jednak nie potrafię... Wiem, że to jest dziwne i pewnie obrzydliwe, ale ja naprawdę ciebie kocham... - wyznałem z łzami w oczach. Jestem naprawdę żałosny.
- Ech... Spójrz na mnie - powiedział.
Nie posłuchałem go. Wziął mnie pod brodę, tak że nasze oczy się spotkały. Za późno... Zobaczył to. Nachylił się.
- Aomi... - nie zdążyłem powiedzieć, gdyż przerwał mi pocałunkiem. Jego usta były ciepłe i miękkie. Całował tak dobrze, że poczułem jak się cały roztapiam. Czy to w porządku, że to robimy? Z drugiej strony nie chciałbym, żeby przerywał. Leżałem teraz na podłodze a on dalej mnie całował. Trzymałem go za koszulę i przyciskałem do siebie. Aominecchi podniósł mi t-shirt do góry i zaczął całować moją klatkę piersiową. Językiem wirował wokół sutków. Mimowolnie jęknąłem z rozkoszy.
- Więc to naprawdę sprawia przyjemność? - uśmiechnął się prowokacyjnie. Zaczerwieniłem się cały. - Hmmm... Hehe, jesteś naprawdę uroczy gdy się rumienisz - zamruczał i zaczął lizać mnie po piersi w dół. Był coraz niżej...
- Ach... Tylko nie tam!... Aominecchi! - przytrzymałem go, ale nieudolnie bo włożył rękę do środka i złapał... Za moją męskość, która od razu doznała erekcji w kontakcie z jego skórą . Jęknąłem znowu, gdy ścisnął.
- Nie możemy... Nie... - zatkał mi usta językiem. Nie mogłem oddychać... Było mi tak dobrze...  Przestał dopiero, gdy się poddałem. Wyjął rękę z moich spodni i wstał. Ja natomiast leżałem plackiem, wciąż nie mogąc się otrząsnąć z tego, co przed chwilą doznałem. Czy to był sen?
- Oj, Kise! - krzyknął, ale ja go nie słuchałem... - To chyba nie był twój pierwszy raz?...
- Co?! - nagle się ocknąłem. Bo, gdy tak wspomniał, czy to nie jest mój pierwszy to... Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony.
- Właściwie to... To jest mój pierwszy raz... - wyjąkałem. Spojrzałem na niego zawstydzony. Miał zdziwioną minę, ale zaraz na jego twarzy zagościł sadystyczny uśmiech. Jak ja go nie lubiłem! Sprawiał, że cały się czerwieniłem. No dlaczego?!
- Czyżbyś planował stracić ze mną swe dziewictwo? - spytał. Jak on może pytać się o coś takiego i to tak bezpośrednio?!
- Eee... Ja... - zakryłem rękami twarz. Nie, nie chcę by na mnie patrzył w tym momencie.
- Mniejsza z tym. Lepiej, żebyśmy nigdy tego znowu nie robili...
- Czemu? - wyrwało mi się. Siedziałem teraz wpatrując się w niego. Wtedy przypomniało mi się, że przecież Aominecchi lubi Kurokocchiego. - Przepraszam...
- Hę?
- Jestem naprawdę samolubny, myśląc że zaakceptujesz moje uczucia co do ciebie, wyskoczyłem z tym tak nagle...
- O czym ty pieprzysz?! Jesteś naprawdę irytujący!
- Co? - zdziwiłem się. - Ale w końcu przecież masz już kogoś... Kurokocchi jest naprawdę wspaniały, a ja...
- Ale z ciebie idiota... - podrapał się z tyłu głowy. - Szczerze to nie wiem czemu gadasz ciągle o Tetsu. Nie układa nam się zbyt dobrze... Jedyne w czym się zgadzamy to koszykówka, poza tym Satsuki bardzo go lubi, więc jak mógłbym z nim być?
- Aaaa... No tak... Przepraszam... To wyznanie...
- Hmmm... A więc to wszystko nie było na poważnie?
Nie byłem wstanie powiedzieć mu czy tak czy nie. W głębi siebie wiedziałem, że naprawdę go kocham, ale nie potrafiłem mu tego teraz wprost teraz wyznać.
- To już nieistotne... Jestem raczej zbyt niedojrzały na prawdziwą miłość. Pociągasz mnie i w ogóle bardzo cię podziwiam, ale to raczej nic głębszego... - powiedziałem jednym tchem.
- W takim razie nie ma problemu, narazie - rzucił wychodząc z sali. Trzasnęły drzwi.
Ty idioto! Krzyknąłem w myślach.

2 komentarze:

  1. Ale oni dwaj są słodcy! Ach ten Kise...
    Świetny wstęp do historii. Tak trzymać Kochana! Cieszę się, że wreszcie założyłaś tego bloga. Mam nadzieje, że będzie co raz lepiej.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. U-R-O-C-Z-O :3 Wstęp narawdę sympatycznie się zaczyna :) Kise jest prześłodziuchny :*

    OdpowiedzUsuń